Jest dziś 183. tenisistką rankingu WTA, niezręcznie przypominać, że za dwa tygodnie skończy 33 lata, ale tak jest prawda jej tenisowego życia – Słowaczka Daniela Hantuchova powoli zmierza do finału kariery, choć dziennikarzom mówi, że jeszcze wierzy w powrót między wielkie, tam gdzie była kiedyś, gdy wygrywała w Indian Wells, gdy grała w ćwierćfinałach i półfinałach Wielkiego Szlema, gdy liczyła zarobki w milionach dolarów.
Dziś pani Daniela odwiedza bodaj szósty raz Polskę (grała w warszawskim turnieju WTA w latach 2003-2006 i jeszcze w 2009 roku, gdy walczyła w półfinale). Przybywa z pozycji tej, która musi przebijać się przez eliminacje, a jej tegoroczne wyniki niestety nie przypominają dumnej przeszłości: kilka dni temu porażka w pierwszej rudzie turnieju ITF w Croissy-Beaubourg, wcześniej przegrana na starcie w Indian Wells, Kuala Lumpur, Australian Open i Brisbane oraz w kwalifikacjach w Dausze.
Tylko w styczniu w Sydney wygrała trzy mecze kwalifikacji i to były jej jedyne sukcesy tej zimy i wiosny. W Katowicach przemogła się znów, pokonała trzy młodsze rywalki i może mieć nadzieję na więcej, choć zmierzy się z niebezpieczną nastolatką, mistrzynią Wimbledonu juniorek z 2014 roku, Jeleną Ostapenko (38. WTA), reprezentującą Łotwę.
Jelena jest rozstawiona z nr 3, w zasadzie wyróżniła się w tym roku tylko w jednym turnieju – w stolicy Kataru nieoczekiwanie dotarła do finału, wygrywając po drodze m. in. z Petrą Kvitovą i Swietłaną Kuzniecową. Ale z Hantuchovą w Sydney – przegrała.
We wtorek katowicki turniej wchodzi na wysokie obroty, od południa w Spodku i Międzynarodowym Centrum Kongresowym przewidziano 9 spotkań singlowych i dwa deblowe. W singlu zagrają obie Polki, około 16.00 Paula Kania ze Szwajcarką Viktoriją Golubic (137. WTA), nie przed 18.30 Magda Linette z Ukrainką Anastazją Szoszyną (707. WTA).