Piękne chwile z Igą się nie kończą

Iga Świątek pokonała w finale w Stuttgarcie Arynę Sabalenkę 6:2, 6:2 i pozostaje największą gwiazdą WTA Tour.

Publikacja: 24.04.2022 19:23

Iga Świątek po ostatniej piłce meczu z Aryną Sabalenką. W tle nagroda – samochód Porsche. Polka wygr

Iga Świątek po ostatniej piłce meczu z Aryną Sabalenką. W tle nagroda – samochód Porsche. Polka wygrała czwarty turniej z rzędu, jest niepokonana w 23. kolejnych spotkaniach

Foto: THOMAS KIENZLE /AFP

Niemiecki turniej zakończył się tak, jak poprzednie w Dausze, Indian Wells i Miami. Wszystkie nagrody – czerwone porsche model elektryczny, ponad 90 tys. euro premii, kilkaset punktów rankingowych i podziw tenisowego świata – wzięła Iga Świątek – dziś niezaprzeczalnie nr 1 kobiecego tenisa.

Wygrała z Sabalenką wyżej niż niedawno w stolicy Kataru, wygrała, demonstrując fantastyczne przygotowanie fizyczne i mentalne. Nie było w finale chwili wątpliwości, kto jest lepszy, chociaż tenisistka z Białorusi pokazała to, co robi dobrze – wyjątkową moc serwisów i uderzeń zza końcowej linii. Zderzyła się jednak ze znakomitą szybkością reakcji Igi, jej precyzją i odwagą w szukaniu szans na wygrywanie wymian i twardością w każdej chwili meczu.

Z taką Igą wygrać trudno, więc pani sędzia Marija Cicak już po 84 minutach mogła ogłosić: Gem, set, mecz, Iga Świątek – dając Polce okazję do podniesienia w górę dłoni z czterema wyprostowanymi palcami (po jednym za każdy wygrany turniej w tym sezonie) i, po krótkiej chwili, do pierwszej przejażdżki efektownym zdobycznym samochodem z rampy na kort.

Finał okazał się dużo łatwiejszy niż mecze z Emmą Raducanu i Ludmiłą Samsonową. Można było spodziewać się zupełnie innego spotkania, zwłaszcza trzygodzinny mecz z bojową Rosjanką, wygrany przez Igę w pocie czoła 6:7 (4-7), 6:4, 7:5, najdłuższy w turnieju i w karierze Polki, mógł sprowokować obawy. Panie kończyły wytężoną pracę późno w sobotni wieczór.

Przed meczem o tytuł Świątek miała więc w nogach godzinę więcej intensywnego biegania i kilka godzin mniej odpoczynku niż Aryna Sabalenka.

Trener przygotowania fizycznego Maciej Ryszczuk dostał niemałe wyzwanie, ale zrobił, co należy, by Iga już w trakcie losowania kolejności serwisu tupała na rozgrzewkę w kort w tempie pokazującym, że rywalka nie ma co liczyć na jakąkolwiek słabość.

Białorusinka, po udanych wcześniejszych meczach z Biancą Andreescu, Anett Kontaveit i, przede wszystkim, po pokonaniu Hiszpanki Pauli Badosy w półfinale 7:6 (7-5), 6:4, sprawiała wrażenie, że zapomniała o nieudanym początku sezonu, że nietypowe warunki gry w niemieckiej hali sprzyjają jej potężnym uderzeniom.

Była groźna, potrafiła nie raz to udowodnić, sama gra w finale jest niemałym osiągnięciem Sabalenki. Rok temu była tak samo wysoko i też przegrała, z Ashleigh Barty. – Jeśli za rok zagram w finale i ponownie nie wygram, to nie będę już przemawiała – zapowiedziała publiczności, może trochę żartem, ale zawód w tych słowach był słyszalny.

Kto uważał, że ważny jest każdy detal przygotowania przed decydującym meczem, mógł też trochę się martwić, że szczegółowe plany taktyczne trenera Tomasza Wiktorowskiego i wsparcie pani psycholog Darii Abramowicz były codziennie przekazywane Idze tylko drogą internetową, choć tenisistka nie czyniła z tego powodu żadnych problemów.

W Porsche Arena tym razem Idze towarzyszyli tata Tomasz Świątek i trener Ryszczuk. Okazało się, że polska mistrzyni dojrzała już do wygrywania także w warunkach pomocy zdalnej.

Iga, kiedy już wysiadła z czerwonego bolidu i przeprosiła za lekko nierówne zaparkowanie, miała w pierwszych słowach najwięcej wdzięczności dla trenera Ryszczuka, który postawił ją w kilka godzin na nogi.

Iga wygrała w tym roku czwarty turniej WTA z rzędu, siódmy w karierze. W żadnym z finałów nie straciła seta. Rozpoczęta w lutym seria zwycięskich meczów trwa, 23 kolejne wygrane oznaczają, że zrównała się pod tym względem z Naomi Osaką, wkrótce może przegonić Venus Williams i Justine Henin (obie miały dawno temu serie po 24 zwycięstwa). Nie trzeba dodawać, że żadna tenisistka nie może dorównać tegorocznemu bilansowi Igi: 30 wygranych spotkań i tylko trzy porażki.

Przewaga Świątek nad nową wiceliderką rankingu, Paulą Badosą, wzrosła do 2136 punktów, co oznacza tylko tyle, że prowadzenie Igi przez najbliższe tygodnie, w zasadzie aż do Wielkiego Szlema w Paryżu, jest niezagrożone. Ranking, który wyłoni uczestniczki listopadowego turnieju mistrzyń (Race to the WTA Finals), pokazuje jeszcze bardziej dobitnie skalę sukcesów Igi: ma 4390 punktów, najbliższa rywalka, Badosa – 1707.

Ciąg dalszy nastąpi już za kilka dni w Madrycie – jeśli ciało Igi Świątek nie będzie wymagało dłuższej regeneracji. Kolejny turniej z cyklu WTA 1000 rozpocznie się nietypowo, w czwartek 28 kwietnia. Najwyżej rozstawione nie zaczną jednak gry przed weekendem, więc trochę czasu na odpoczynek będzie. Finał zaplanowano na sobotę 7 maja. Tytułu broni Sabalenka, rok temu wygrała w stolicy Hiszpanii z Barty. Wielu kibiców tenisa będzie czekać na majówkę z Igą w Magicznym Pudełku – Caja Magica w Madrycie.

Konsekwencje agresji Rosji na Ukrainę – echa decyzji Wimbledonu

Anglicy wykluczyli z Wimbledonu Rosjan i Białorusinów. W ich ślady mogą pójść organizatorzy kobiecego i męskiego turnieju w Rzymie. Miał o to poprosić premier Włoch Mario Draghi.

Turnieje Italian Open organizuje włoska federacja tenisowa, więc wpływ premiera na te wydarzenia może być istotny, nawet jeśli władze ATP i WTA są przeciwne zakazom indywidualnych startów i grożą za takie pomysły karami.

Wedle „Corriere della Sera” prezes Włoskiej Federacji Tenisowej Angelo Binaghi na razie ma inne poglądy niż premier Draghi. Zapowiedział tylko, że przed każdym finałem i zwyczajowo granym wtedy hymnem Włoch widzowie usłyszą też hymn ukraiński.

Decyzja Wimbledonu wciąż jest powszechnie komentowana i dzieli tenisowy świat. Przeciwni jej są m.in. Novak Djoković, Billie Jean King i Martina Navratilova, nie rozumie jej Andriej Rublow (w niedzielę wygrał z Djokoviciem finał turnieju w Belgradzie), który mówił w stolicy Serbii o dyskryminacji i braku logiki działaczy Wimbledonu. Wcześniej deklarował wpłatę premii zdobytych w czasie gry na trawie – „na ofiary wojny”.

Mieszkająca w Kijowie tenisistka Łesja Curenko (kiedyś nr 25. WTA) przypomniała jednak, że Rosjanin przyznał, iż wcale nie śledzi wydarzeń w Ukrainie oraz nigdy nie powiedział, jakiej wojnie jest przeciwny i ofiarom której ze stron konfliktu zamierza przekazać pieniądze. 

Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?
Tenis
Katarzyna Kawa w formie tuż przed turniejem w Radomiu
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Tenis
Billie Jean King Cup. Belinda Bencic nie przyjedzie do Radomia