Niemiecki turniej zakończył się tak, jak poprzednie w Dausze, Indian Wells i Miami. Wszystkie nagrody – czerwone porsche model elektryczny, ponad 90 tys. euro premii, kilkaset punktów rankingowych i podziw tenisowego świata – wzięła Iga Świątek – dziś niezaprzeczalnie nr 1 kobiecego tenisa.
Wygrała z Sabalenką wyżej niż niedawno w stolicy Kataru, wygrała, demonstrując fantastyczne przygotowanie fizyczne i mentalne. Nie było w finale chwili wątpliwości, kto jest lepszy, chociaż tenisistka z Białorusi pokazała to, co robi dobrze – wyjątkową moc serwisów i uderzeń zza końcowej linii. Zderzyła się jednak ze znakomitą szybkością reakcji Igi, jej precyzją i odwagą w szukaniu szans na wygrywanie wymian i twardością w każdej chwili meczu.
Z taką Igą wygrać trudno, więc pani sędzia Marija Cicak już po 84 minutach mogła ogłosić: Gem, set, mecz, Iga Świątek – dając Polce okazję do podniesienia w górę dłoni z czterema wyprostowanymi palcami (po jednym za każdy wygrany turniej w tym sezonie) i, po krótkiej chwili, do pierwszej przejażdżki efektownym zdobycznym samochodem z rampy na kort.
Finał okazał się dużo łatwiejszy niż mecze z Emmą Raducanu i Ludmiłą Samsonową. Można było spodziewać się zupełnie innego spotkania, zwłaszcza trzygodzinny mecz z bojową Rosjanką, wygrany przez Igę w pocie czoła 6:7 (4-7), 6:4, 7:5, najdłuższy w turnieju i w karierze Polki, mógł sprowokować obawy. Panie kończyły wytężoną pracę późno w sobotni wieczór.
Przed meczem o tytuł Świątek miała więc w nogach godzinę więcej intensywnego biegania i kilka godzin mniej odpoczynku niż Aryna Sabalenka.