Zacznij my jednak od finału pań, gdzie Barty mierzyła się z rewelacyjnie grającą Danielle Collins.
Początek meczu pod dyktando Australijki. Gemy zamknięte w krótkich wymianach. Przewaga Barty w swoich gemach serwisowych wynikała z bardzo skutecznego pierwszego podania. Obydwie zawodniczki szybko zdobywały przewagę wygrywając zdecydowanie własne gemy serwisowe. Amerykanka, w nadarzających się okazjach, wykorzystywała swój nieprawdopodobny backhand, którym tak zdominowała Świątek w półfinale. Pierwsza rakieta świata też nie miała odpowiedzi na to niszczące uderzenie. Ashleigh Barty jest inna, niż pozostałe dzisiejsze profesjonalne zawodniczki. Ta różnica przejawia się w nieprawdopodobnej stabilności psychicznej. Niemal z kamienną twarzą przechodzi całe mecze i turnieje. Nie można dostrzec odrobiny grymasu, który mógłby wskazywać na jakiekolwiek zdenerwowanie. Jej język ciała i mimika twarzy nie wskazuje na to, że walczy na korcie o sławę i miliony dolarów. Właśnie w tym aspekcie gry dopatrywałbym się jej sukcesu. Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden element, a mianowicie świetny serwis pomimo niewielkiego wzrostu. Nie dotyczy to prędkości ( 160-170 km/h ), ale techniki w której miesza rotację i kierunek posyłanych piłek. Zawodniczki returnujące jej podanie są całkowicie zaskakiwane. Stąd bierze się duża ilość asów serwisowych.
Czytaj więcej
Australijka Ashleigh Barty pokonała w finale Amerykankę Danielle Collins 6:3, 7:6 (7-2) i wygrała swój trzeci turniej wielkoszlemowy.
Pierwszy set finału był bardzo zacięty do momentu, gdy w szóstym gemie nastąpiło przełamanie na rzecz Australijki, która zakończyła pierwszą partię meczu wynikiem 6:3.
Drugi set zaczął się niespodziewanie. Amerykanka doprowadziła do wyniku 2:0 w gemach. Cisza i konsternacja kibiców na trybunach dała się wyczuć, gdy Collins zwiększyła przewagę nad faworytką gospodarzy do 3:0 - ewidentnie ochłonęła po porażce i postawiła się rywalce. Była bardziej konkretna w akcjach, czego efektem stało się prowadzenie 4:1. Australijka w tym momencie popełniła szereg niewymuszonych błędów i było już 5:1. Set drugi zmierzał nieuchronnie do końca. Wszyscy zgromadzeni na korcie głównym im. Roda Lavera i kibice na całym świecie czekali na nieuniknione. Wtedy stało się coś czego nikt nie przewidywał; Ash Barty jak feniks z popiołów zaczęła się odradzać i wygrywać punkt po punkcie, gem po gemie, wyrównując 5:5. Nie dała więcej szans rywalce kończąc seta wynikiem 7:5, tym samym wygrywając cały turniej. Tym zwycięstwem umocniła swoją pozycję Nr. 1 na świecie.