W tym roku w trzeciej rundzie nie było porażki, była klęska z Francuzką Alize Cornet, która ma powody, by się Radwańskiej bać, bo przed tą sobotą z ośmiu meczów wygrała tylko jeden. Teraz już dwa, bo na korcie centralnym pokonała Polkę 6:2, 6:1. Radwańska w całym meczu nie wygrała ani jednego gema przy swoim podaniu, piłka po jej uderzeniach - przede wszystkim z forhendu - leciała bardzo wolno. Polka wywiesiła białą flagę, końcowka meczu była dla nas widowiskiem tak smutnym, że lepiej było tego nie oglądać.
Tłumaczenie zawodniczki jest takie samo jak zawsze - nienawidzę ziemi. „Kort był wolny, piłki ciężkie, nic mi się nie udawało. Rywalka często grała skróty, dobrze je maskując, na takim korcie, gdzie startuję do piłki o sekundę za późno, nic nie mogłam zrobić. Już cieszę się, że sezon na kortach ziemnych dla mnie się skończył, teraz będzie tylko trawa.”
Na pytanie, czy bierze w przyszłości pod uwagę całkowitą rezygnację z gry na mączce, Agnieszka Radwańska odpowiedziała, że choć to coraz więcej ją kosztuje, trochę jej żal wykreślić z programu Wielki Szlem w Paryżu. Wydaje się, że rezygnacja byłaby rzeczywiście złym pomysłem, lepiej zacząć od tego, o czym mówił już dawno trener Polki Tomasz Wiktorowski - od zmiany nastawienia, że ziemia to planeta z definicji nieprzyjazna. Bez tego Roland Garros w wykonaniu Radwańskiej to zawsze będzie tenis na nie.
Pocieszające po tej klęsce jest tylko to, że najlepsza polska tenisista - jak sama twierdzi - jest zdrowa i jak zauważyliśmy podczas konferencji prasowej, wyjeżdża z Francji bez satysfakcji, ale i bez złości (przed laty rozmowa z nią po takiej porażce była przyjemnością tylko dla masochistów).
Trzecia runda w Paryżu to nie kompromitacja, tylko bardzo żal, że tak bolesny cios zadała Radwańskiej nie potężna kobieta jakich w tenisie nie brakuje, lecz drobna dziewczyna z Nicei, grająca finezyjnie, podobnie jak Polka, tylko zwykle gorzej, a w tę sobotę niestety dużo lepiej. W nagrodę Cornet spotka się w kolejnej rundzie ze swoją rodaczką Caroline Garcią. W tej połówce turniejowej drabinki z nr 2 rozstawiona jest Karolina Pliskova, ale to nie powód do strachu, wprost przeciwnie, raczej argument dla tych, którzy twierdzą, że kobiecy tenis przeżywa ostry kryzys.