Rz: Po porażce ze Słowacją w Pucharze Davisa spadliśmy do tenisowej III ligi. Dlaczego?
Mariusz Fyrstenberg: Nie będę narzekał na trudne losowanie, choć takie było. Słowacy to porządna drużyna. Pech polegał na tym, że nasz najlepszy singlista Jurek Janowicz zmaga się od dawna z kontuzjami i w minionym tygodniu, w tym samym czasie, co mecz w Bratysławie, miał w Szczecinie jedną z ostatnich szans, by odbić się w rankingu w dobrą stronę. W pewien sposób rozumiem, że nie zagrał dla reprezentacji. Druga sprawa – panie mogą grać w tenisa na wysokim poziomie w młodszym wieku. U panów, jeśli nie nazywają się Federer lub Nadal, proces dojrzewania trwa dłużej. Hubert Hurkacz i Kamil Majchrzak muszą mieć czas na okrzepnięcie w reprezentacji. Znam to, przechodziłem przez to: w Pucharze Davisa grasz dla kraju, jest o wiele większa presja, to miejsce, w którym tenisista staje się mężczyzną.
I sądzi pan, że jak wróci Janowicz, jego młodsi koledzy dojrzeją, to będzie lepiej?
Przypominam, że nasz debel będzie długo mocny, bo Marcin Matkowski i Łukasz Kubot nie kończą karier, jeszcze przez lata będą grali na wysokim poziomie – przy okazji gratulacje dla Mateusza Kowalczyka za udany debiut. Problem oczywiście jest w singlu. Z liderem Janowiczem w formie i dwójką zdolnych chłopaków, których możliwości oceniam na pierwszą setkę rankingu – nadal możemy wejść do Grupy Światowej. Spadek do grupy II euro-afrykańskiej nie odpowiada naszym umiejętnościom. Wyjdziemy szybko z tej grupy, nawet w składzie z Bratysławy. Ale żeby tak się stało, potrzebujemy Jurka grającego na poziomie co najmniej pierwszej pięćdziesiątki na świecie.
Optymista z pana...