Kto pamięta ich poprzednie mecze wie, że w 17 spotkaniach Polka wygrywała tylko pięć razy, że Białorusinka była jedną z tych tenisistek, które niemal zawsze miały sposoby na Agnieszkę.
Ostatnio walczyły w Montrealu w 2014 roku (Radwańska wygrała względnie łatwo 6:2, 6:2), wiele się od tego czasu zmieniło w życiu obu tenisistek, ale w poniedziałek na kortach Crandon Park czas się trochę zatrzymał, a może nawet zawrócił.
Choć wynik tego nie podpowiada, mecz oglądało się całkiem dobrze. Forma Azarenki wyraźnie wzrosła od czasu, gdy kilkanaście dni temu zaczęła sezon w Indian Wells i po wygranej z Heather Watson przegrała w drugiej rundzie ze Sloane Stephens.
W Miami zwyciężyła już Catherine Bellis, Madison Keys (nr 14), Anastasiję Sevastową (nr 20), z Radwańską też sobie poradziła demonstrując mocne returny, precyzyjne zagrania z głębi kortu, wysoką skuteczność, dominację od startu do końca spotkania.
Kto liczył, że zwycięstwo Radwańskiej nad Simoną Halep oznacza początek udanej serii, musi znów czekać, chociaż w grze Polki były też pozytywy. Na bardzo dobrą grę rywalki odpowiadała ambitnie, trwała w twardych wymianach względnie długo, od czasu do czasu potrafiła zdobywać efektownie punkty po zagraniach wymagających wyczucia i techniki.