[b]„Rz”: To pańskie kłopoty z mięśniem brzucha przesądziły o porażce?[/b]
[b]Mariusz Fyrstenberg:[/b] Zdecydowanie tak. Nie mówiłem o niczym Marcinowi, ale już od dwóch dni nie serwowałem ani nie byłem w stanie poczuć piłki. Przegrałem trzy swoje serwisy, a później miałem olbrzymie problemy z returnem. Mimo tych wszystkich kłopotów mieliśmy sporo szans na przełamanie rywali. Teoretycznie nie powinienem grać drugiego seta, ale liczyłem na to, że przeciwnicy zdenerwują się. Przerazi ich wizja bliskiego półfinału, popełnią kilka błędów i może się uda. Niestety, myliłem się.
[b]To poważna kontuzja?[/b]
Myślę, że mięsień już jest naderwany. Nie byłem w stanie serwować, a później przy uderzeniach z końca kortu nie mogłem wykonać skrętu. Problemy zaczęły się jeszcze na turnieju w Sydney, ale dolegliwość nie była tak bardzo odczuwalna, bo byliśmy w sztosie, graliśmy co drugi dzień mecz, więc nie robiłem szumu. Trochę się wykurowałem przed szlemem, ale już podczas meczu z Rumunami było fatalnie. Wszystko okaże się po prześwietleniu. Lekarze uspokajają mnie, ale odczuwam silny ból.
[b]Zacisnąć zęby i grać z bólem, nic nie powiedzieć nawet partnerowi z debla. Tak się zdobywa uznanie...[/b]