Późno obudzona odwaga

Maria Szarapowa nie wyjedzie jeszcze do Paryża. Rosjanka wygrała z Tathianą Garbin 6:1, 6:7 (6-8), 6:3.

Aktualizacja: 19.05.2009 01:40 Publikacja: 19.05.2009 01:39

Maria Szarapowa przyznała, że w meczu z Tathianą Garbin miała problemy i się denerwowała

Maria Szarapowa przyznała, że w meczu z Tathianą Garbin miała problemy i się denerwowała

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Szarapowa wie, że tenisowe powroty są trudne. Wyszła na kort centralny Legii niepewna swych sił i nawet jeśli próbowała zamaskować tę niepewność, to nie do końca jej się udało.

Pierwszy mecz Rosjanki po dziewięciu miesiącach w kategoriach tenisowych był słaby. Akcja się rwała, wymiany kończyły szybko, piłki zawstydzająco często grzęzły w siatce lub leciały daleko za linię. Szarapowa ma od lat ten sam sposób na zastraszenie rywalek – uderzyć mocno przy pierwszej okazji. W Warszawie też zaczęła ostro, return nie do obrony onieśmielał, może dlatego Tathiana Garbin długo nie mogła uwierzyć, że ten mecz jest do wygrania.

Włoszka miała trudną rolę. Być tylko tłem dla powrotu sławnej mistrzyni – nie honor, a wygrana z gwiazdą powracającą po wielomiesięcznej kontuzji to ból dla organizatorów turnieju.

Decyzję za Garbin podjęła Szarapowa i wygrała pierwszego seta. Tenis Włoszki nie porywa, delikatnie mówiąc. Jest słabszą odmianą wytrwałego odbijania Franceski Schiavone – dużo szumu, mało siły w tych piłkach. Jeśli Garbin zdobywa punkty, to wtedy, gdy jest cierpliwa. Doczekała się swojej szansy, gdy było 6:1, 5:2 dla Rosjanki.

Może dopiero piłki meczowe obudziły w niej odwagę, może poczuła, że publiczność też chce trochę dłuższego meczu, może pomogły brawa, gdy po lobach Szarapowej dobiegała do uciekających piłek i odbijała plecami do kortu, jak w pokazówkach. Dosyć powiedzieć, że odrobina determinacji wystarczyła do pokazania, że cudownych powrotów gwiazd nie ma.

Remis 5:5, potem tie-break, w którym znów były piłki meczowe dla Rosjanki i znów Tathiana dzielnie je obroniła, w końcu wygrała drugiego seta i prowadziła 3:1 w trzecim. Ale trener Joyce zrobił swoje, uspokoił drżącą Marię i dał jej wiarę w zwycięstwo.

Mecz został przez gwiazdę wygrany, kolejny w środę powinien być łatwiejszy, bo na drodze Szarapowej stanie jedna z tych, które przegrały w eliminacjach – Lenka Tvaroskova ze Słowacji lub Daria Kustova z Białorusi.

Dyrektor turnieju po konferencji prasowej podszedł do Szarapowej i dyskretnie jej podziękował. – Za to, że wygrałam? – spytała Rosjanka. – Nie, za to, że zagrałaś – brzmiała odpowiedź.

W drugiej rundzie jest Marta Domachowska. Wygrała z Akguł Amanmuradową 6:2, 6:1. Emocji nie było wiele, bo duża tenisistka z Uzbekistanu poza niezłym serwisem i kilkoma skrótami nie potrafiła niczym zaskoczyć Polki. Taką Domachowską chcielibyśmy widzieć zawsze – spokojną, konsekwentną, pewną większości uderzeń.

Miło patrzeć, gdy zdobywała ładne punkty, miło dostrzec, że po nieudanych akcjach też się uśmiechała. Jej zwycięstwo oznacza, że nie zagra w Paryżu, bo od środy musiałaby już startować w eliminacjach, a ona w środę zagra z Alioną Bondarenko. W Warszawie nikt się nie martwi.

Dziś gra Urszula Radwańska z Ukrainką Marią Korytcewą. Będzie to trzeci mecz na korcie centralnym.

[ramka][b]Przyjechała, ale nie zagra[/b]

Po Agnieszce Radwańskiej turniej stracił w poniedziałek także Caroline Wozniacki – najwyżej rozstawioną w Warsaw Cup. Duńska Polka, dziesiąta w światowym rankingu, karnie przyjechała z Madrytu (grała tam w niedzielę w finale) do Warszawy, stawiła się na kortach, ale powiedziała, że bolą ją plecy, czyli ma popularne schorzenie zawodowe młodych tenisistek. Przeszła badanie lekarskie i usłyszała, że jeśli chce zagrać w Paryżu, to nie może grać nad Wisłą. Z wdziękiem poinformowała o tym dziennikarzy. Przypomniała, że nawet jej babcia przyjechała do Warszawy obejrzeć grę wnuczki, lecz siła wyższa na to nie pozwoliła. [/ramka]

[ramka][b]Opinia[/b]

Maria Szarapowa, była liderka światowego rankingu

Na pewno ten pierwszy mecz był dłuższy, niżbym chciała. Dłuższy i trudniejszy. Miałam problemy w drugim i trzecim secie, trochę się denerwowałam. Cały najbliższy okres to test moich możliwości. Myślę, że łatwo nie będzie, ale mam szansę na udany powrót i nadzieję, że z każdym meczem będzie lepiej. Pojedynki w turniejach, z sędziami i publicznością, to najwłaściwszy sprawdzian w tej sytuacji.

Zapewne będę miała kłopoty, bo przerwa była naprawdę długa. Mecz to przecież kombinacja wielu elementów, także tych psychicznych. Tu w Warszawie chciałam od razu wygrać, udowodnić, że potrafię, ale takie myśli są niedobre, przeszkadzają w grze. Mój trener Michael Joyce musiał po prostu dodawać mi otuchy, to jego rola w takich momentach.

Wciąż chcę wygrywać, może nawet za szybko. Dziś na korcie musiałam się powstrzymywać, mówiłam sobie – graj spokojniej. Dzieje się tak, bo powrót na kort naprawdę sprawia mi radość.

Nie trenowałam przed nim bardzo długo, tak solidnie to jakieś trzy tygodnie, i widać wystarczyło, by wygrać pierwszy mecz. Wciąż myślę tylko o najbliższym spotkaniu, nie o Roland Garros. Gram w Warszawie i na razie na tym kończę moje myślenie o tenisie.

Bark nie boli. Nie mam z nim żadnych kłopotów. Teraz najbardziej potrzebuję meczów i powrotu do starego sposobu myślenia na korcie, tego automatyzmu, który daje najlepsze wyniki.

To prawda, że grałam już wiele lat, czasami żartuję, że mam już trzydziestkę, ale myślałam wiele o powrocie po dziewięciu miesiącach i czy warto wracać do tego tenisowego makaronu, czasami suchego, bez sosu. Jednak brakowało mi tenisa i mimo trudów życia z rakietą czuję, że jest sens wracać na kort. Nie jestem wypalona, wciąż mam niedosyt. Jeszcze zobaczycie wiele moich wygranych spotkań. [/ramka]

[ramka][b]Wyniki [/b]

Eliminacje – III decydująca runda: A. Dulgheru (Rumunia) – A. Rosolska (Polska) 6:1, 6:0; R. Olaru (Rumunia) – N. Ozegović (Chorwacja) 5:7, 6:4, 6:4; A. Szatmari (Rumunia) – L. Tvaroskova (Słowacja) 6:2, 6:0; G. Arn (Niemcy) – D. Kustowa (Białoruś) 6:2, 6:3. Zwyciężczynie awansowały do turnieju głównego.

Turniej główny – I runda:

M. Domachowska (Polska) – A. Amanmuradowa (Uzbekistan) 6:2, 6:1; M. Szarapowa (Rosja) - T. Garbin (Włochy) 6:1, 6:7 (6-8), 6:3; A. Keothavong

(W. Brytania) – B. Mattek-Sands (USA, 7) 6:2, 7:6 (7-4); K. Bondarenko (Ukraina) – C. Pironkowa (Bułgaria, 9) 7:5, 6:2; J. Zheng (Chiny, 3) – O. Goworcowa (Białoruś) 4:6, 7:6 (7-0), 6:3; J. Georges (Niemcy) – A. Wozniak (Kanada, 4) 7:6 (7-5), 6:3; A. Bondarenko (Ukraina, 8) – K. Piter (Polska) 6:0, 6:0.[/ramka]

Szarapowa wie, że tenisowe powroty są trudne. Wyszła na kort centralny Legii niepewna swych sił i nawet jeśli próbowała zamaskować tę niepewność, to nie do końca jej się udało.

Pierwszy mecz Rosjanki po dziewięciu miesiącach w kategoriach tenisowych był słaby. Akcja się rwała, wymiany kończyły szybko, piłki zawstydzająco często grzęzły w siatce lub leciały daleko za linię. Szarapowa ma od lat ten sam sposób na zastraszenie rywalek – uderzyć mocno przy pierwszej okazji. W Warszawie też zaczęła ostro, return nie do obrony onieśmielał, może dlatego Tathiana Garbin długo nie mogła uwierzyć, że ten mecz jest do wygrania.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Tenis
Katarzyna Kawa w formie tuż przed turniejem w Radomiu