To największy sukces męskiego tenisa ostatnich lat. Historia polskich pojedynków z Wielką Brytanią sięga 1925 roku i dotychczas zawsze przegrywaliśmy (w sumie siedem razy).
W przygotowaniach do meczu Brytyjczycy nie zaniedbali niczego: wybrali odpowiednią nawierzchnię, namówili do gry Andy’ego Murraya i zabronili kontaktu z Polakami doradcy PZT Nickowi Brownowi, którego zatrudnia też Brytyjski Związek Tenisowy. 5 tysięcy kibiców ze wszystkich sił pomagało gospodarzom, tworząc taki hałas, że debliści Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski momentami nie słyszeli siebie nawzajem.
Nikt nie liczył na singlowe zwycięstwo nad Murrayem, dlatego tak ważna okazała się wygrana polskiego debla z parą Andy Murray – Ross Hutchins. Po tym sukcesie w niedzielę brakowało tylko zwycięstwa nad drugim z brytyjskich singlistów Danielem Evansem.
W pierwszym niedzielnym spotkaniu Murray, trzeci tenisista świata, mimo bolącego nadgarstka łatwo pokonał Jerzego Janowicza 6:3, 6:4, 6:3 i było 2:2. Na razie największymi atutami młodego Polaka są potężny serwis i forhend oraz duża odporność psychiczna, ale na Murraya to było za mało. Szkot w każdym secie szybko przełamywał podanie Janowicza i spokojnie kontrolował grę.
W pojedynku decydującym o końcowym wyniku meczu spotkali się Michał Przysiężny i Evans. Polak nie dał szans młodemu Brytyjczykowi, pieczętując sukces naszej drużyny 6:2, 6:1, 7:5.