„Zobaczyłem inny wymiar tenisa" – powiedział Tsitsipas po porażce i to najlepiej podsumowuje wydarzenia na korcie. Po tym, który pokonał Rogera Federera, spodziewano się, że potrafi choć na chwilę postawić się Nadalowi.
Nic z tego, Hiszpan wciąż w turnieju nie przegrał seta, w pojedynku z Tsitsipasem jedynego break pointa musiał bronić, prowadząc w trzecim secie 5:0.
„Jestem bardzo zadowolony z tego, jak gram. Forhend daje mi dużo punktów, a bekhend jest coraz lepszy. Serwis pozwala na ofensywną grę, choć oczywiście grać jak Federer, można tylko mając serwis Federera. Ale wniosek, że mój tenis jest defensywny, ponieważ wygrywałem głównie na kortach ziemnych, jest nieprawdziwy" – mówił Nadal. Ale zgodził się, że ostatnio gra bardziej agresywnie, co podsumował zdaniem: „Nie czekam tak długo jak kiedyś, uderzam każdą piłkę tak, by przeciwnikom sprawić ból". I oni cierpią, w Melbourne w tym roku tak bardzo jak kiedyś zdarzało się tylko w Paryżu, na świętej dla Nadala ziemi Roland Garros. Hiszpan w całym turnieju przegrał tylko dwa gemy serwisowe (oba w meczu pierwszej rundy z Australijczykiem Jamesem Ducworthem – 238. ATP)
Nadal jest w 25. wielkoszlemowym finale, piąty raz w Australii (wygrał tam tylko raz 10 lat temu), zagra w niedzielę o swój 18. wielkoszlemowy tytuł. Jego rywalem będzie Novak Djoković (nr 1) lub Francuz Lucas Pouille (nr 28). Ich mecz w piątek rano czasu polskiego.
Swoją drogą to dziwne, że znakomicie czujący sport Australijczycy od tylu lat utrzymują absurd, że oba półfinały nie odbywają się w tym samym dniu i w ten sposób jeden z finalistów jest uprzywilejowany – ma dzień więcej na odpoczynek.