Nasza gwiazda nie przepada za Paryżem. Zawsze narzekała na tłok na kortach, na transport, na kolejki w stołówce dla graczy. W tym roku na domiar złego dostała w hotelu pokój, z okien którego widać potężny słup. – Jak się dobrze wychylić, to można zobaczyć wieżę Eiffla – mówi Agnieszka Radwańska.
Ta niechęć do Paryża może się oczywiście zmienić w głębokie uczucie, jeśli Polka odniesie w stolicy Francji sukces. Za taki można by uznać awans do półfinału, która to sztuka nigdy się jeszcze Radwańskiej w turnieju wielkoszlemowym nie udała. Na razie zrobiła pierwszy krok w tym kierunku.
Można by powiedzieć, że na korcie nr 3 Radwańska i Baltacha rozegrały dwa mecze. W pierwszym Polka miała olbrzymią przewagę, a rozpaczliwe wysiłki Brytyjki, by wyjść z tego starcia z twarzą, budziły współczucie. W drugim Radwańska nagle zaczęła grać dużo słabiej, źle serwowała, popełniała mnóstwo błędów.
Baltacha – córka piłkarza Siergieja Bałtaczy, który grał w reprezentacji ZSRR przeciwko Polakom na mundialu 1982 – miała prawo pomyśleć, że jeszcze nie wszystko stracone. Polkę uratowało to, że Brytyjka nie czuje się zbyt pewnie na kortach ziemnych, a w ogóle to grała w Paryżu po raz pierwszy.
Robert Radwański, oceniając mecz córki, sięgnął do literatury. – Jest taka książka o dwoistości natury ludzkiej „Doktor Jekyll i mister Hyde” – zaczął.