Del Potro i Wawrinka kończyli ćwierćfinałowy mecz o 1.20 w nocy. Trochę szkoda, bo obaj zasługiwali na większą publiczność. Gdy w czwartym secie było już jasne, że Del Potro nie da rady, kibice zaczęli skandować jego nazwisko. To właśnie wtedy Argentyńczyk nie mógł powstrzymać łez.
Publiczność w Nowym Jorku nie zawsze była fair, zdarzało jej się potraktować haniebnie nawet Novaka Djokovicia, gdy robił krzywdę boskiemu Rogerowi Federerowi, ale teraz kibice zachowali się wspaniale.
Del Potro swą wielką karierę zaczął od sensacyjnego zwycięstwa w US Open 2009, ale potem zamiast dalszego ciągu była kontuzja, operacje nadgarstka i strach, że to już koniec.
Po porażce z Wawrinką Argentyńczyk powiedział: „Nie zapomnę tych chwil do końca życia, to więcej niż wygrać mecz. Jestem tak szczęśliwy, że wynik się nie liczy”. W tenisowym świecie nie ma chyba nikogo, kto by źle życzył olbrzymowi z Tandil.
Półfinałowym rywalem Wawrinki będzie Kei Nishikori, który pokonał Andy Murraya.
Łukasz Kubot i Alexander Peya odpadli w ćwierćfinale debla. Polak i Austriak udowodnili, że w tenisie niemożliwe nie istnieje. Przegrali po dramatycznym meczu z Hiszpanami Guillermo Garcią-Lopezem i Pablo Carreno Bustą 6:7 (8-10), 7:6 (7-3), 4:6, choć w tie-breaku pierwszego seta prowadzili 6:1.
Debliści mieli też w Nowym Jorku prawo do pożegnania z dobrym znajomym. Para Bob Bryan – Mike Bryan rozegrała (i przegrała) ostatni mecz na korcie im. Luisa Armstronga, który był centralną areną US Open, zanim wybudowano kolosa noszącego imię Arthura Ashe’a. Obiekt, który mieścił 10.000 widzów, zostanie zastąpiony prowizoryczną konstrukcją z myślą o przyszłorocznym turnieju, a za dwa lata powstanie w tym miejscu nowy kort z zasuwanym dachem.