Finał nie rozczarował tych, którzy chcieli zobaczyć Hiszpana z czekiem na 3,7 mln dolarów i pucharem w dłoniach, choć oczekujący na bardzo zacięty mecz raczej się zawiedli. Nadal sprawnie pokonał 6:3, 6:3, 6:4 Kevina Andersona z RPA (od czterech lat rezydenta w Delray Beach na Florydzie), zdobył 16. tytuł w Wielkim Szlemie, drugi w tym roku, trzeci w Nowym Jorku, po sukcesach w 2010 i 2013 roku.
Potężne serwisy Andersona trzymały Hiszpana kilka metrów za linią końcową kortu, lecz była to strefa komfortu mistrza z Majorki. Dawał też sobie radę z częstymi atakami rywala przy siatce, niewiele sobie robił z jego desperacji.
Długi Kevin, rocznik 1986, czyli rówieśnik Rafaela (jest starszy zaledwie o 18 dni), zwany przez bliskich przyjaciół „Psem" (z wiele sugerującym wskazaniem na terriera, zrobił dużo, by porażka nie wyglądała na sromotną, lecz przez 2,5 godziny ani razu nie spowodował, by można było uwierzyć w zmianę końcowego wyniku.
Po meczu grzeczność kazała wspomnieć Nadalowi, że Anderson, kolega już z czasów juniorskich, to przykład dla młodych, że potrafił wytrwale dążyć do celu, nawet po poważnych kontuzjach, ale o sobie mógłby mówić dokładnie to samo.
Mistrz nie zapomniał dodać wielu ciepłych słów o wujku Tonim, który właśnie zaliczył ostatni w karierze trenerskiej turniej wielkoszlemowy z bratankiem.