Luis Aragones w lipcu skończy 70 lat. Ma energię gimnazjalisty, temperament choleryka i alergię na jedno imię, jak na złość wymawiane przy nim bez przerwy. – Raul? Wiesz, na ilu turniejach był Raul? Na trzech mistrzostwach świata i dwóch mistrzostwach Europy. Czyli na pięciu. A wiesz, ile tytułów w nich zdobył? Żadnego! – krzyczał trener do jednego z kibiców przez ogrodzenie Las Rozas, ośrodka hiszpańskiej federacji pod Madrytem.
Była późna jesień ubiegłego roku, zbliżał się jeden z decydujących o losie eliminacji do Euro meczów – z Danią. Mało kto jednak chciał z Aragonesem rozmawiać o tym, jak pokonać Duńczyków. Większość przyszła na happening pod tytułem „Gdzie jest Raul?” – zbiorowe szaleństwo opanowujące od półtora roku kibiców w Hiszpanii za każdym razem, gdy zbliża się mecz reprezentacji.
Aragones pozostaje nieugięty. Od września 2006 r. i porażki z Irlandią Północną 2:3 najskuteczniejszy piłkarz w historii reprezentacji (44 gole w 102 meczach) nie zagrał w niej ani razu. Nie pomogło aż 17 goli w lidze ani drugi z rzędu tytuł mistrza z Realem. Trener ma innych ulubieńców, młodych Fernando Torresa i Davida Villę, najskuteczniejszego hiszpańskiego strzelca eliminacji. Raulowi nawet nie wysyła powołań.
Pytanie, które Aragones wykrzykiwał do kibica w Las Rozas, było retoryczne. Wiadomo, że Raul nie zdobył żadnego tytułu, tak jak nie zdobyli go Santillana, Camacho, Zubizarreta, Butragueno i wielu innych słynnych hiszpańskich zawodników. Mistrzostwo Europy z 1964 r. pozostaje jedynym wielkim międzynarodowym sukcesem piłkarzy tego kraju.
Aragones chce patrzeć do przodu. Po porażce z Irlandią Północną zrozumiał, że gdy mówił do swojej młodzieży – m.in. rozgrywającego Cesca Fabregasa, lewoskrzydłowego Davida Silvy, obrońcy Sergio Ramosa (żaden z nich nie ma więcej niż 22 lata) – by zaczynała brać odpowiedzialność za grę, a jednocześnie dawał jej do pomocy Raula, sam sobie przeczył.