Nie musimy bać się Niemców

Euzebiusz Smolarek, najlepszy strzelec i piłkarz reprezentacji specjalnie dla „Rz” o meczu z Niemcami, ambicjach, presji i o tym, dlaczego nie ma zdania w sprawie Rogera

Aktualizacja: 21.05.2008 09:53 Publikacja: 21.05.2008 02:16

Euzebiusz Smolarek

Euzebiusz Smolarek

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Rz: Jest 8 czerwca, godzina 20.45. Stoi pan na środku boiska w Klagenfurcie naprzeciw Miroslava Klose i Mario Gomeza, za chwilę pierwszy raz kopniecie piłkę. Próbuje pan już sobie wyobrażać, co się dzieje dalej?

Euzebiusz Smolarek: Nie, i mówię to zupełnie szczerze. Nie myślę jeszcze o tym meczu. Wiem, że wiele osób to robi, ale dla mnie jest jeszcze za dużo czasu, do meczu z Niemcami zostało 2,5 tygodnia. Na szczęście z Racingiem Santander do ostatniej kolejki musiałem walczyć o awans do europejskich pucharów, więc głowę miałem do niedzieli zajętą innymi sprawami. Nawet dziennikarze jeśli ostatnio prosili o wywiady, to chcieli rozmawiać przede wszystkim o tym jak mi się gra i żyje w Santander. Bliskość mistrzostw poczuję pewnie od piątku, gdy dołączę do kolegów w Donaueschingen. A potem trzeba dobrze zagrać w sparingach, przygotować się jak trzeba na treningach, i zaczynamy.

Zaczynamy meczem z przeciwnikiem, z którym nigdy nie wygraliśmy.

Ale do remisu z Niemcami dwa lata temu podczas mundialu zabrakło nam niewiele. Nie boimy się ich, ani tego że będzie źle w całych mistrzostwach. To byłoby najgorsze, dać się pokonać jeszcze przed wyjściem na boisko. Trzeba wierzyć w siebie. Musimy 8 czerwca robić na boisku to, co w meczu z Portugalczykami, albo z Belgami w ostatnim spotkaniu eliminacji.

Wierzy pan, że drużyna, którą stworzył Leo Beenhakker, jest w stanie grać z Niemcami zupełnie inaczej niż dwa lata temu zespół Pawła Janasa?

Na pewno. Pokazaliśmy w ostatnich miesiącach nieraz, że umiemy już w meczach z silnymi rywalami pograć trochę w piłkę, a nie tylko liczyć na szczęście. Wtedy w Dortmundzie najwięcej pracy miał Artur Boruc, ja rzadko mogłem dotknąć piłki i to coś mówi o drużynie. Niemcy mają nowego trenera, kilka nowych twarzy w kadrze, ale w ich podstawowym składzie nie zmieniło się od 2006 roku tak wiele. U nas – bardzo dużo.

Był jakiś moment podczas tamtego mundialu, którego pan szczególnie żałuje i uważa za straconą szansę?

Takich chwil, które zdecydowały, że odpadliśmy po pierwszej rundzie, było wiele. Zupełnie niepotrzebne było na przykład zamykanie się przed kibicami podczas zgrupowania. Nasze treningi były zwyczajne, nie było powodu, żeby się przed kimkolwiek chować. Niemcy otwierali niektóre treningi, mieszkali w hotelu w centrum Berlina, mogli spędzać czas wolny jak chcieli. A nam bardzo brakowało kontaktu ze światem. Zupełnie nie rozumiałem, po co te tajemnice. Chowajmy się dzień przed meczem czy podczas zajęć z taktyki, ale nie cały czas, bo to niczemu nie służy. Czuje się pan jednym z liderów obecnej kadry?

Nie muszę być liderem, ale chcę czuć, że jestem dla drużyny ważny. Poradziłem sobie w Bundeslidze, w Primera Division. To, że niewiele mówię, nie znaczy, że nie mam swojego zdania.

Poza boiskiem również chce pan być ważny? Leo Beenhakker mówił w jednym z wywiadów, że powołanie Rogera do kadry konsultował z siedmioma reprezentantami. Był pan wśród nich?

Byłem.

I co pan powiedział Beenhakkerowi?

To co wszyscy: niech pan decyduje, bo ja jeszcze tego piłkarza w akcji nie widziałem i nie wiem, co potrafi. Na zgrupowaniu będę mógł się przekonać, jak Roger gra, na razie jestem o niego pytany w każdym wywiadzie. Tak często, że aż się boję, czy chłopcy, którzy wywalczyli awans, nie zostali przez sprawę Rogera zepchnięci nieco w cień.

Czyli można powiedzieć, że u Beenhakkera jest pan w radzie starszych reprezentacji?

Chyba tak. To dla mnie coś nowego, bo u Pawła Janasa byłem jednym z wielu kadrowiczów. Jak widać, dziewięć bramek w eliminacjach trochę zmieniło sytuację.

Wyrósł pan na największą gwiazdę reprezentacji, a to oznacza, że i oczekiwania wobec pana będą największe.

Wiem i nie boję się tego. Od czasu, gdy strzeliłem dwie bramki Portugalczykom, kibice oczekiwali goli w każdym meczu i jakoś sobie z tą presją radziłem.

To były pana najważniejsze gole w kadrze?

Najważniejsze dla drużyny. Dla mnie osobiście najważniejsza była bramka strzelona na początku eliminacji w Kazachstanie. Dzięki niej wywalczyłem miejsce w składzie, bo przecież eliminacje zaczynałem jako rezerwowy.

Pana pierwszy sezon w Racingu Santander był wspaniały dla klubu. Dla pana też?

Jak na pierwszy rok nie było źle. Czasami grałem, czasami nie, ale 24 mecze w pierwszym składzie drużyny, która wywalczyła awans do Pucharu UEFA, to całkiem dobry wynik. Musiałem się nauczyć języka, przywyknąć do nowych warunków. Liga hiszpańska to jednak nie to samo co niemiecka i holenderska, w których wcześniej grałem.

Na czym polega różnica?

Największa jest w środku boiska, zwłaszcza w takiej drużynie jak Racing. My właściwie cały czas nastawiamy się na kontrataki. W Borussii Dortmund byłem przyzwyczajony do czegoś innego, drużyna, która ma 80 tysięcy kibiców na stadionie, nie czeka, co zrobi przeciwnik, musi sama atakować. Racing broni 0:0 i czeka na błąd rywala. Nie jest łatwo tak grać cały czas, mam nadzieję, że to się zmieni.

Na razie zanosi się na inne zmiany. Real Madryt już kupił waszego obrońcę Ezequiela Garaya, bogatsze kluby kuszą trenera Marcelino. Nie boi się pan, że w Pucharze UEFA zagracie bardzo osłabieni?

Wydaje mi się, że trener odejdzie, ale o takich sprawach lepiej wiedzą dziennikarze. Na razie Santander świętuje. Feta z kibicami na ulicach miasta mnie ominęła, bo musiałem się spieszyć na samolot do Polski, ale poświętowaliśmy trochę w niedzielę na boisku po zwycięstwie nad Osasuną. Było pięknie.

Przyzwyczailiśmy się wszyscy uważać pana trochę za dziecko, ale 27 lat to już wiek, w którym od piłkarza należy wiele wymagać...

Czas leci. Gdy za cztery lata będą mistrzostwa w Polsce i na Ukrainie to będziecie mnie już prosić, żebym podsumowywał swoją karierę. Wiem, czego się ode mnie oczekuje w Austrii i Szwajcarii, ale wolę o tym opowiadać dopiero, jak już tego dokonam. Odwrotna kolejność to nie w moim stylu.

8 czerwca, godz. 18.00: Austria – Chorwacja (Wiedeń)

8 czerwca, godz. 20.45: Niemcy – Polska (Klagenfurt)

12 czerwca, godz. 18.00: Chorwacja – Niemcy (Klagenfurt)

12 czerwca, godz. 20.45: Austria – Polska (Wiedeń)

16 czerwca, godz. 20.45: Polska – Chorwacja (Klagenfurt)

16 czerwca, godz. 20.45: Austria – Niemcy (Wiedeń)

Rz: Jest 8 czerwca, godzina 20.45. Stoi pan na środku boiska w Klagenfurcie naprzeciw Miroslava Klose i Mario Gomeza, za chwilę pierwszy raz kopniecie piłkę. Próbuje pan już sobie wyobrażać, co się dzieje dalej?

Euzebiusz Smolarek: Nie, i mówię to zupełnie szczerze. Nie myślę jeszcze o tym meczu. Wiem, że wiele osób to robi, ale dla mnie jest jeszcze za dużo czasu, do meczu z Niemcami zostało 2,5 tygodnia. Na szczęście z Racingiem Santander do ostatniej kolejki musiałem walczyć o awans do europejskich pucharów, więc głowę miałem do niedzieli zajętą innymi sprawami. Nawet dziennikarze jeśli ostatnio prosili o wywiady, to chcieli rozmawiać przede wszystkim o tym jak mi się gra i żyje w Santander. Bliskość mistrzostw poczuję pewnie od piątku, gdy dołączę do kolegów w Donaueschingen. A potem trzeba dobrze zagrać w sparingach, przygotować się jak trzeba na treningach, i zaczynamy.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Sport
Transmisje French Open w TV Smart przez miesiąc za darmo
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Sport
Witold Bańka wciąż na czele WADA. Zrezygnował z Pałacu Prezydenckiego
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji