Kolejny cios od życia

Adam Seroczyński, kajakarz przyłapany na dopingu podczas igrzysk w Pekinie. Brązowy medalista olimpijski z Sydney

Publikacja: 04.09.2008 02:02

Rz: Wziął pan?

Adam Seroczyński:

Nie wziąłem. Dopiero teraz się dowiaduję, czym jest clenbuterol. Sprawdziłem, pytałem znajomych, trenera. Najgorsze jest to, że jak wszyscy mówią, ta substancja w niczym by mi nie pomogła. Jeśli już, to raczej zaszkodziła. Moje sumienie jest czyste. Tylko co z tego. Wiem, że wiele osób uważa mnie za winnego.

Jak się pan dowiedział o pozytywnym wyniku testu?

Zadzwonił prezes związku Ryszard Seruga. To było we wtorek po południu. Byłem w głębokim szoku, dzień później już zacząłem myśleć racjonalnie, ale wciąż nie mogę się otrząsnąć. Telefon ciągle dzwoni. Tak medialny nie byłem nawet wówczas, gdy z igrzysk w Sydney wracałem z medalem.

Jeśli pan clenbuterolu nie brał, to skąd się wziął w próbce?

Różne myśli przychodzą mi do głowy. Podobno clenbuterol jest używany do tuczenia zwierząt hodowlanych i potem zostaje w tym, co jemy. W wersję, że ktoś mógłby mi go dosypać, nie wierzę, choć różne rzeczy się w sporcie dzieją. Dziękuję tym, którzy mimo wszystko mi wierzą. Ja bym się nie posunął do takich rzeczy jak doping. Przede wszystkim: po co? Jestem wicemistrzem świata, to moje trzecie igrzyska, mam już medal, emeryturę olimpijską. Byłem badany dziesiątki razy.

Ile razy w Pekinie?

Raz, po finale. Pobrano próbkę moczu i krwi. Nawet zapomniałem, że miałem tę kontrolę, tak byłem pewny swego. Wszystkie leki, jakie biorę, zgłaszam lekarzowi, nawet aspirynę.

Po finale w Pekinie mówił pan, że Włosi, z którymi przegraliście walkę o medal, byli zaskakująco silni. Nie chciał pan tego komentować, ale sugestia dopingowa była bardzo wyraźna.

Wiem, i tym bardziej mi głupio za tamte słowa. Co do Włochów były różne przypuszczenia, a teraz wychodzi na to, że to ja nie grałem czysto. Ale to nieprawda. Będę walczył o swoje dobre imię.

Każdy złapany na dopingu mówi, że jest niewinny.

Jestem w sytuacji bez wyjścia. Nie ukrywam się, nie odmawiam nikomu, kto prosi o wywiad, bo chcę powiedzieć głośno, że niczego nie brałem. A jednocześnie mam świadomość, jak to wygląda z boku. Już jakoś się pogodziłem z tym, że z igrzysk wróciliśmy z Mariuszem Kujawskim bez medalu, a tu następny cios od życia.

To koniec pana kariery?

I bez afery dopingowej oswajałem się już z myślą, że Pekin to będą ostatnie moje igrzyska. O Londynie nawet nie myślałem, zakładałem, że przede mną może jeszcze jeden sezon, na rozpływanie. Teraz czeka mnie inna walka. Będę się odwoływał w Lozannie. Nie chcę, żeby mnie zapamiętano jako tego, który oszukiwał.

Ma pan jakichś sojuszników?

Na razie pomagają mi Kajetan Broniewski z PKOl i Dariusz Sitkowski z Instytutu Sportu. Chodzi o takie sprawy, jak np. tłumaczenie na angielski prośby o zbadanie próbki B, o co musiałem wystąpić najpóźniej w środę. Niestety, ze strony związku kajakowego nie mam na razie żadnej pomocy. Ale to już temat na inną opowieść.

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku