Ściganie od jedenastego roku życia nauczyło Pedersena, że każda szarża się opłaca, że przeciwnika najłatwiej zmusić do błędu siedząc mu na ogonie. Walka na łokcie, wywożenie przeciwników na manowce toru, manewry na granicy szaleństwa. To jest Pedersen. – Teraz trochę się miarkuje, nauczył się szanować kości swoje i przeciwników. Choć to wciąż najbardziej agresywnie jeżdżący zawodnik ze światowej czołówki. Kiedyś przesadzał. Za bardzo chciał wygrywać, a za mało umiał. Kiedy tracił głowę, powodował kraksy. Ale to częsta przypadłość młodych żużlowców. Szaleństwem chcą zyskać respekt w środowisku – mówi Krzysztof Cegielski, który przed pięciu laty przypłacił upadek ciężkim urazem kręgosłupa i do dziś nie odzyskał pełnej sprawności.
Złe wspomnienia związane z młodym Pedersenem ma Rafał Dobrucki. W 1997 roku, podczas młodzieżowych mistrzostw świata, Duńczyk dwukrotnie spowodował upadek Dobruckiego. I to w jednym biegu. - Najpierw sędzia zdecydował o powtórzeniu wyścigu w pełnym składzie, potem Duńczyk został wykluczony. Porządnie się poobijałem, ale ukończyłem turniej. Po trzech tygodniach ból nie ustępował, a gdy pojechałem na szczegółowe badania okazało się, że mam pęknięte kręgi szyjne. Przez rok nie mogłem wsiąść na motocykl – opowiada Dobrucki. Polak przegrał wtedy złoty medal z innym Duńczykiem, Jesperem Jensenem (niedawno zmienił nazwisko na Monberg). Pedersen nie miał najlepszego dnia. Zakończył zawody na 11. miejscu. Dobrucki uważa, że przez tamten wypadek miał duży wpływ na jego karierę. Na pytanie, czy sądzi, że Pedersen celowo go taranował, odpowiada: - Wolę tak nie myśleć.
Duńczyka raczej się szanuje, niż lubi. Rywale mówią o nim dobrze albo wcale. - Zachowuje się jak mistrz świata na torze i poza nim. Tytułów nie dostał na tacy, zapłacił za nie pracą i poświęceniem. Tak się buduje uznanie – to zdanie kolegi z Włókniarza Częstochowa, Sebastiana Ułamka. Najlepszy polski żużlowiec, trzeci zawodnik tegorocznego cyklu Grand Prix, Tomasz Gollob, zastrzega: - Wiem jaka opinia ciągnie się za Pedersenem, ale komentarze zachowam dla siebie. Poza tym nie wypada mi krytykować mistrza świata.
Największy rywal Duńczyka do tegorocznego tytułu, Australijczyk Jason Crump też nie uważa, że na torze Pedersen stosuje chwyty poniżej pasa: - Żużel to niebezpieczny sport, wypadki się zdarzają, a Nickiemu na pewno nie można zarzucić polowania na rywali. A że jeździ na granicy ryzyka? Cóż, jak widać, opłaca mu się to – kwituje Crump, mistrz świata z 2004 i 2006 roku. Tym dyplomatycznym unikom nie dziwi się Cegielski. – Każdy ma coś na sumieniu. Ostrą jazdę zarzucano swego czasu i Jasonowi i Tomkowi. W żużlu tak trzeba.
Swój pierwszy tytuł Pedersen zdobył w 2003 roku. Mało kto się tego spodziewał, w poprzednich trzech edycjach Grand Prix zajmował miejsca w drugiej dziesiątce. Zaskakujący sukces nie miał ciągu dalszego, kolejne trzy lata były chude, do Duńczyka przylgnęła opinia przypadkowego mistrza. Mówiło się, że Pedersena znów zawodzą nerwy, ale prawdziwa przeszkoda była gdzie indziej. Nicki miał kłopoty z krążeniem w przedramionach. Puchły mu nadgarstki i podczas zawodów, w parku maszyn, dobrem pierwszej potrzeby stały się dla niego woreczki z lodem.