Nokaut przychodzi sam

Ukraiński mistrz świata wagi ciężkiej w boksie o dziecięcych latach, polityce, o Polsce oraz o tym, dlaczego nigdy nie będzie walczył z młodszym bratem Władymirem

Aktualizacja: 29.04.2009 09:54 Publikacja: 29.04.2009 02:07

Witalij Kliczko. Urodzony 19 lipca 1971 r. w Biełowodsku (Kirgistan). 202 cm, 112 kg. Żonaty, troje

Witalij Kliczko. Urodzony 19 lipca 1971 r. w Biełowodsku (Kirgistan). 202 cm, 112 kg. Żonaty, troje dzieci.

Foto: AFP

[b]Rz: Pamięta pan ten moment, kiedy po raz pierwszy pomyślał pan sobie: będę mistrzem świata, pokonam wszystkich![/b]

Witalij Kliczko: To była zabawna chwila. Nie pomyślałem, tylko powiedziałem to głośno, przy świadkach. Miałem chyba 15 lat, byłem wysoki i bardzo chudy, trenowałem wtedy w Kijowie kick-boxing. To były czasy pieriestrojki, Mike Tyson był już mistrzem świata, nokautował w ekspresowym tempie rywali i na takich jak ja robił ogromne wrażenie. Właśnie wtedy oznajmiłem zdumionym kolegom, że ja też zdobędę taki pas jak on.

[b]I jaka była ich reakcja?[/b]

Łatwa do przewidzenia, głośny śmiech. Pamiętam też, że śmiali się długo.

[b]Co powiedzieli po latach, gdy zdobył pan ten pas?[/b]

To była chwila mojego triumfu. Stałem z pasem WBC należącym kiedyś do Mike’a Tysona i patrząc im głęboko w oczy, pytałem: Dlaczego się tak wtedy śmialiście?

[b]Zaczynał pan od kick-boxingu?[/b]

Po filmie “Wejście smoka” z Bruce’em Lee każdy młody chłopak w każdej części świata przeżywał fascynację karate. Ja też. Z tego zrodził się kick-boxing, a później już klasyczny boks. Gdy dorastałem, w ZSRR nie było jednak zawodowego boksu, był zabroniony.

[b]Nie wszyscy wiedzą, że urodził się pan w Kirgistanie, a Władymir w Kazachstanie. Jak wspomina pan dzieciństwo?[/b]

Nasz ojciec był generałem lotnictwa i przerzucano go z garnizonu do garnizonu. Mama była nauczycielką. Cóż, mogę tylko powiedzieć, że to były piękne czasy. Nie mam złych wspomnień, nawet jeśli były, to zostały wyparte przez dobre. Dla mnie i młodszego o pięć lat Wowy sport był ważny od dziecka. Trenowałem zapasy, ale i karting, grałem w szachy. Nie byliśmy łobuziakami, ale dużych na ulicy szanują, więc problemów nie było. Dobrze się uczyliśmy, a ja uwielbiałem geografię. Podróżowałem w marzeniach po całym świecie, chciałem być wtedy podróżnikiem.

[b]Dziś jest pan obywatelem świata...[/b]

Zgadza się. Mam domy w Hamburgu, Los Angeles i Kijowie. Sporo widziałem, mam za sobą wiele atrakcyjnych podróży, w większości jednak związanych ze sportem. Ale moją ojczyzną jest Ukraina, a Kijów prawdziwym domem. Dlatego tu spędzam najwięcej czasu, tu zajmuję się polityką.

[b]Nie ma pan oprócz Władymira innego rodzeństwa?[/b]

Kiedyś o to samo ojca zapytał ówczesny minister obrony narodowej. To już były czasy, gdy byliśmy z Wową chłopami na schwał. I on wtedy mówi do ojca: To wy, towarzyszu generale, jesteście leniem. Ojciec się obruszył, zaczął się tłumaczyć, a minister do niego: A nie moglibyście mieć takich synów więcej, jak wam tak dobrze to wychodzi?

[b]Dziś jest pan już bardziej politykiem czy jeszcze mistrzem boksu?[/b]

Kiedy pięć lat temu przerwałem karierę sportową po walce z Dannym Williamsem, sądziłem, że nie wrócę na ring. Później jednak wyleczyłem kontuzję i poczułem się na tyle dobrze, że podjąłem ryzyko związane z powrotem. Długo rozmawiałem o tym z żoną Natalią, bo nie jestem typem macho, który takie decyzje podejmuje sam.

[b]Ryzyko było duże?[/b]

Ring to nie jest bezpieczne miejsce. Miałem tego świadomość, decydując się na walkę z Samuelem Peterem. Kilka lat wcześniej widziałem z bliska ciosy Nigeryjczyka spadające na głowę Wowy, który z nim stoczył bardzo ciężki, wygrany pojedynek. Widziałem i przeżywałem katusze, gdy po tych ciosach chwiał się i trzy razy padał na deski.

[b]Z Peterem wygrał pan jednak zaskakująco łatwo. Kolejny rywal, Kubańczyk Juan Carlos Gomez, też nie wytrzymał 12 rund i został poddany. Jest pan lepszym pięściarzem od młodszego brata?[/b]

Wowa ma dwa pasy mistrzowskie, a ja jeden. On był mistrzem olimpijskim, a mnie na igrzyskach zabrakło. Jest młodszy, szybszy, lepiej wyszkolony technicznie. Miał 16 lat, gdy rozpoczął treningi bokserskie. Ma talent, którym Bóg mnie nie obdarzył, a jemu dał w prezencie. Potrafi przyśpieszyć jak mało kto, jest w ringu zwinny jak kot. Ja jestem sztywny i już się nie zmienię.

[b]Ale to pan prawie wszystkie walki wygrał przez nokaut. Procentowo jest pan skuteczniejszym specjalistą od nokautów niż Tyson. Z czego to wynika, wychodzi pan do ringu z postanowieniem: muszę to zrobić?[/b]

Jak chcesz za wszelką cenę rywala znokautować, to będziesz miał problem. Nokaut przychodzi sam, nie wiadomo skąd, automatycznie.

Nasz ojciec był generałem lotnictwa, przerzucano go z garnizonu do garnizonu

[b]Która z pana walk była najtrudniejsza? Przegrane z Chrisem Byrdem i Lennoksem Lewisem, a może właśnie te po powrocie z Peterem i Gomezem?[/b]

Z Byrdem walczyłem jedną ręką. Druga była kontuzjowana. Ból był nie do wytrzymania, dlatego zrezygnowałem. Z Lewisem wygrałbym, ale mój łuk brwiowy był tak mocno rozbity, że sędzia zatrzymał walkę, a na twarz założono mi później kilkadziesiąt szwów. To był ostatni pojedynek w karierze Lennoksa. Zrozumiał, że jeśli się nie wycofa, to w rewanżu go znokautuję. A Peter i Gomez od początku nie mieli szans. To były raczej moje pojedynki z samym sobą. Byłem spięty, gdyż miałem świadomość, czym ryzykuję i na co się porywam.

[b]W jednym z wywiadów powiedział pan jednak, że bardziej przeżywa walki brata...[/b]

Strach o bliską osobę jest zupełnie inny niż o siebie. Stoję w jego narożniku i nie mogę nic zrobić, a w ringu nie zawsze dzieją się miłe rzeczy.

[b]Kiedy Władymir przegrywał przez nokaut z Corrie Sandersem, w pana oczach była wściekłość. Wyglądało to tak, jakby miał pan za chwilę sam wskoczyć na ring i rozprawić się z tym, który skrzywdził młodszego brata.[/b]

Tak właśnie było, ale nie chcę do tego wracać. Najważniejsze, że Sanders zgodził się walczyć ze mną i odebrałem mu pas należący wcześniej do Wowy.

[b]Nigdy nie walczył pan z bratem?[/b]

Kiedyś, gdy go o to zapytano, odpowiedział tak: Gdy się rodziłem, Witalij miał już pięć lat. A gdy ja miałem pięć lat, on miał dziesięć, był większy i silniejszy. I tak już było przez następne lata. Nie miałbym szans, zawsze był starszy.

[b]Teraz wiek działa jednak na jego korzyść?[/b]

Dlatego teraz ja mówię tak jak on wtedy: Wowa jest zbyt silny, zbyt niebezpieczny. Zresztą jak można sobie wyobrazić naszą walkę? W boksie, wychodząc do ringu, chcesz znokautować rywala, chcesz zadać mu ból większy niż on tobie. A przecież komuś bliskiemu nie mógłbyś tego zrobić. Nasza matka też by tego nie przeżyła, pękłoby jej serce.

[b]Dlaczego w 1996 roku wybraliście karierę zawodową w Niemczech, a nie w USA, gdzie przyjęto by was z otwartymi rękami?[/b]

Mieliśmy propozycje od Dona Kinga i Boba Aruma, ale wybraliśmy ofertę Klausa Petera Kohla z jednego tylko powodu. Zadecydowała odległość. Z Hamburga do Kijowa jest znacznie bliżej. Jedno z moich pierwszych wspomnień z Niemiec to pojedynek na stadionie St. Pauli Dariusza Michalczewskiego z Graziano Rocchigianim.

[b]Lubi pan Polskę i Polaków?[/b]

Znakomicie się czuję w waszym kraju. Mam w Polsce wielu przyjaciół i znajomych. Na początku lat 90. prawie rok mieszkałem na terenie warszawskiej AWF. To był właśnie okres mojej fascynacji kick-boxingiem.

[b]I dalej pan Polskę odwiedza?[/b]

W ubiegłym roku byłem turystycznie w Zakopanem. To było bardzo miłe, gdy ludzie prosili o autograf i wspólne zdjęcie, gdy chcieli chwilę porozmawiać.

[wyimek]O siódmej rano zaczynam trening. To dla mnie tak naturalne jak mycie zębów[/wyimek]

[b]Pytają czasami o Gołotę, dlaczego mu się nie udało zostać mistrzem?[/b]

Odpowiadam, że był blisko celu, miał wielkie możliwości, ale chyba brakowało mu mentalności zwycięzcy.

[b]Macie teraz z bratem różnych trenerów. Pan jak dawniej Niemca Fritza Sdunka, a Władymir sławnego Emanuela Stewarda z USA. Z czego to wynika?[/b]

Jesteśmy wprawdzie braćmi, ale nie bliźniakami. Nie jesteśmy też klonami, tylko bliskimi sobie, ale jednak różnymi ludźmi, ze swoimi przyzwyczajeniami. Pracowaliśmy przecież również z Freddie Roachem i Donem Turnerem, ale widać jemu jest dobrze ze Stewardem, a mnie ze Sdunkiem. I niech tak zostanie, bo jak mówi stare rosyjskie przysłowie – nie zmienia się koni w czasie przeprawy.

[b]Dlaczego nie walczycie na Ukrainie, tylko w Niemczech lub USA? Przecież to tu jesteście bohaterami narodowymi...[/b]

Swoich kibiców mamy na całym świecie. W Niemczech, Rosji, na Ukrainie również, ale tu nie ma odpowiednio dużych hal, musielibyśmy więc walczyć na stadionach. Ale głęboko wierzę, że przyjdzie taki moment i dojdzie do pojedynku z naszym udziałem, powiedzmy, w Kijowie. Na razie jednak Wowa będzie walczył 20 czerwca na krytym stadionie w Gelsenkirchen. Prawie 40 tysięcy biletów zostało już sprzedanych.

[b]Dużo się mówi o pańskim pojedynku z Nikołajem Wałujewem. Rosyjski olbrzym musi jednak najpierw pokonać 30 maja Uzbeka Rusłana Czagajewa...[/b]

No właśnie, na taką walkę czekam, byłoby to prawdziwe starcie gigantów. Nie chciałbym jednak, żeby taki pojedynek postrzegany był jako wojna ukraińsko-rosyjska. To tylko sport i trzeba o tym pamiętać. Gdyby jednak do niego doszło, odbędzie się 9 września.

[b]Najbliższy rywal brata, Anglik Davide Haye, zdaje się zapominać, że to tylko sport. Na konferencje prasowe przychodzi w koszulce, na której trzyma w rękach wasze odcięte głowy. Jak pan to odbiera?[/b]

Za wszelką cenę chce się dobrze sprzedać, a ponieważ nie za bardzo wie jak, to idzie drogą, którą iść nie powinien. Żal mi go.

[b]Kilka lat temu podczas pomarańczowej rewolucji stał pan obok Wiktora Juszczenki i Julii Tymoszenko. Wspierał pan ich. Teraz wasze drogi się rozeszły. Jakie były przyczyny?[/b]

To, co wtedy mówili na Majdanie, okazało się pustymi słowami. Korupcja jest większa, niż była. Zamiast z nią walczyć, Juszczenko i Tymoszenko toczą swoją prywatną wojnę, bo najważniejsze są ich interesy, ich egoizm. Na Majdanie protestowaliśmy wspólnie przeciwko autokratom, walczyliśmy o lepszą Ukrainę, ale już o tym zapomnieli. Nie należę do ich partii, stoję na czele swojej, małej, ale już znanej: Kliczko – Blok. Należy do niej sporo młodych ludzi, którzy podobnie jak ja mają nadzieję, że Ukraina stanie się w przyszłości częścią Europy. A ja wierzę też, że następnym razem wygram wybory i zostanę merem Kijowa, z którego postaram się zrobić wizytówkę Ukrainy.

[b]Dwukrotnie jednak pan przegrał...[/b]

Ale za trzecim razem wygram. Mieszkałem w wielu krajach, ostatnio w Niemczech i USA, znam wielu mądrych ludzi, wiem, co trzeba zrobić, by rządzić z sukcesami. I nie będę tego robił dla pieniędzy. Te zarobiłem w ringu.

[b]Jest pan bardzo zajętym człowiekiem. Jak pan znajduje czas i na politykę, i na sport?[/b]

To kwestia organizacji pracy. O siódmej rano zaczynam trening. To dla mnie tak naturalne jak mycie zębów. O dziewiątej jestem już w swoim biurze. Do domu wracam późno. A gdy przygotowuję się do walk poza Kijowem, to zawsze znajdę czas, by porozmawiać przez telefon o sprawach służbowych. I proszę mi wierzyć, można to wszystko pogodzić.

[b]Ma pan jeszcze czas dla dzieci?[/b]

Igor ma dziewięć lat, Liza sześć, a Maksym cztery. Myślę o nich bez przerwy – by były zdrowe i w przyszłości studiowały na Harvardzie.

[b]Rz: Pamięta pan ten moment, kiedy po raz pierwszy pomyślał pan sobie: będę mistrzem świata, pokonam wszystkich![/b]

Witalij Kliczko: To była zabawna chwila. Nie pomyślałem, tylko powiedziałem to głośno, przy świadkach. Miałem chyba 15 lat, byłem wysoki i bardzo chudy, trenowałem wtedy w Kijowie kick-boxing. To były czasy pieriestrojki, Mike Tyson był już mistrzem świata, nokautował w ekspresowym tempie rywali i na takich jak ja robił ogromne wrażenie. Właśnie wtedy oznajmiłem zdumionym kolegom, że ja też zdobędę taki pas jak on.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?