Dlatego teraz ja mówię tak jak on wtedy: Wowa jest zbyt silny, zbyt niebezpieczny. Zresztą jak można sobie wyobrazić naszą walkę? W boksie, wychodząc do ringu, chcesz znokautować rywala, chcesz zadać mu ból większy niż on tobie. A przecież komuś bliskiemu nie mógłbyś tego zrobić. Nasza matka też by tego nie przeżyła, pękłoby jej serce.
[b]Dlaczego w 1996 roku wybraliście karierę zawodową w Niemczech, a nie w USA, gdzie przyjęto by was z otwartymi rękami?[/b]
Mieliśmy propozycje od Dona Kinga i Boba Aruma, ale wybraliśmy ofertę Klausa Petera Kohla z jednego tylko powodu. Zadecydowała odległość. Z Hamburga do Kijowa jest znacznie bliżej. Jedno z moich pierwszych wspomnień z Niemiec to pojedynek na stadionie St. Pauli Dariusza Michalczewskiego z Graziano Rocchigianim.
[b]Lubi pan Polskę i Polaków?[/b]
Znakomicie się czuję w waszym kraju. Mam w Polsce wielu przyjaciół i znajomych. Na początku lat 90. prawie rok mieszkałem na terenie warszawskiej AWF. To był właśnie okres mojej fascynacji kick-boxingiem.
[b]I dalej pan Polskę odwiedza?[/b]
W ubiegłym roku byłem turystycznie w Zakopanem. To było bardzo miłe, gdy ludzie prosili o autograf i wspólne zdjęcie, gdy chcieli chwilę porozmawiać.
[wyimek]O siódmej rano zaczynam trening. To dla mnie tak naturalne jak mycie zębów[/wyimek]
[b]Pytają czasami o Gołotę, dlaczego mu się nie udało zostać mistrzem?[/b]
Odpowiadam, że był blisko celu, miał wielkie możliwości, ale chyba brakowało mu mentalności zwycięzcy.
[b]Macie teraz z bratem różnych trenerów. Pan jak dawniej Niemca Fritza Sdunka, a Władymir sławnego Emanuela Stewarda z USA. Z czego to wynika?[/b]
Jesteśmy wprawdzie braćmi, ale nie bliźniakami. Nie jesteśmy też klonami, tylko bliskimi sobie, ale jednak różnymi ludźmi, ze swoimi przyzwyczajeniami. Pracowaliśmy przecież również z Freddie Roachem i Donem Turnerem, ale widać jemu jest dobrze ze Stewardem, a mnie ze Sdunkiem. I niech tak zostanie, bo jak mówi stare rosyjskie przysłowie – nie zmienia się koni w czasie przeprawy.
[b]Dlaczego nie walczycie na Ukrainie, tylko w Niemczech lub USA? Przecież to tu jesteście bohaterami narodowymi...[/b]
Swoich kibiców mamy na całym świecie. W Niemczech, Rosji, na Ukrainie również, ale tu nie ma odpowiednio dużych hal, musielibyśmy więc walczyć na stadionach. Ale głęboko wierzę, że przyjdzie taki moment i dojdzie do pojedynku z naszym udziałem, powiedzmy, w Kijowie. Na razie jednak Wowa będzie walczył 20 czerwca na krytym stadionie w Gelsenkirchen. Prawie 40 tysięcy biletów zostało już sprzedanych.
[b]Dużo się mówi o pańskim pojedynku z Nikołajem Wałujewem. Rosyjski olbrzym musi jednak najpierw pokonać 30 maja Uzbeka Rusłana Czagajewa...[/b]
No właśnie, na taką walkę czekam, byłoby to prawdziwe starcie gigantów. Nie chciałbym jednak, żeby taki pojedynek postrzegany był jako wojna ukraińsko-rosyjska. To tylko sport i trzeba o tym pamiętać. Gdyby jednak do niego doszło, odbędzie się 9 września.
[b]Najbliższy rywal brata, Anglik Davide Haye, zdaje się zapominać, że to tylko sport. Na konferencje prasowe przychodzi w koszulce, na której trzyma w rękach wasze odcięte głowy. Jak pan to odbiera?[/b]
Za wszelką cenę chce się dobrze sprzedać, a ponieważ nie za bardzo wie jak, to idzie drogą, którą iść nie powinien. Żal mi go.
[b]Kilka lat temu podczas pomarańczowej rewolucji stał pan obok Wiktora Juszczenki i Julii Tymoszenko. Wspierał pan ich. Teraz wasze drogi się rozeszły. Jakie były przyczyny?[/b]
To, co wtedy mówili na Majdanie, okazało się pustymi słowami. Korupcja jest większa, niż była. Zamiast z nią walczyć, Juszczenko i Tymoszenko toczą swoją prywatną wojnę, bo najważniejsze są ich interesy, ich egoizm. Na Majdanie protestowaliśmy wspólnie przeciwko autokratom, walczyliśmy o lepszą Ukrainę, ale już o tym zapomnieli. Nie należę do ich partii, stoję na czele swojej, małej, ale już znanej: Kliczko – Blok. Należy do niej sporo młodych ludzi, którzy podobnie jak ja mają nadzieję, że Ukraina stanie się w przyszłości częścią Europy. A ja wierzę też, że następnym razem wygram wybory i zostanę merem Kijowa, z którego postaram się zrobić wizytówkę Ukrainy.
[b]Dwukrotnie jednak pan przegrał...[/b]
Ale za trzecim razem wygram. Mieszkałem w wielu krajach, ostatnio w Niemczech i USA, znam wielu mądrych ludzi, wiem, co trzeba zrobić, by rządzić z sukcesami. I nie będę tego robił dla pieniędzy. Te zarobiłem w ringu.
[b]Jest pan bardzo zajętym człowiekiem. Jak pan znajduje czas i na politykę, i na sport?[/b]
To kwestia organizacji pracy. O siódmej rano zaczynam trening. To dla mnie tak naturalne jak mycie zębów. O dziewiątej jestem już w swoim biurze. Do domu wracam późno. A gdy przygotowuję się do walk poza Kijowem, to zawsze znajdę czas, by porozmawiać przez telefon o sprawach służbowych. I proszę mi wierzyć, można to wszystko pogodzić.
[b]Ma pan jeszcze czas dla dzieci?[/b]
Igor ma dziewięć lat, Liza sześć, a Maksym cztery. Myślę o nich bez przerwy – by były zdrowe i w przyszłości studiowały na Harvardzie.