Podczas startu to dość proste: chcę, żeby praca, którą włożyłam w trening, przyniosła rezultaty. A zaczęło się tak, że kiedy miałam sześć lat, rodzice zaprowadzili mnie na basen. Mama opowiadała mi, jak nie potrafiłam skoczyć na głęboką wodę. Wszystkie koleżanki już skoczyły, a ja się bałam. Pomogła mi, udało się. Może wtedy przełamałam coś w sobie i to uczucie mi się spodobało. Nie zawsze odnosiłam sukcesy, ale zwycięstwa mnie kręciły. Pamiętam, jak po zdobyciu pucharu w zawodach juniorów usłyszałam w radiu, że wygrałam fuksem. Rozpłakałam się, miałam żal i pomyślałam: – O nie, następnym razem wygram z większą przewagą i nie będzie wątpliwości.
[b]Zapamiętałam pani wypowiedź po jednym ze startów: „Popłynęłam jak popłynęłam. Dziś jest tak, a jutro może być inaczej”. Czyli ani sukces, ani porażka nie są trwałe?[/b]
Co z tego, że wczoraj zdobyłam medal – jutro nikt nie da mi drugiego za darmo. Po raz kolejny muszę zebrać energię, wykonać ogrom pracy, żeby popłynąć jak najlepiej. Do zwycięstw dopinguje właśnie to, że satysfakcja jest ulotna. Rodzice mówili mnie i bratu, że sport musi iść w parze z nauką, więc byłam przekonana, że kiedy już obronię pracę magisterską na AWF, będę z siebie bardzo dumna i szczęśliwa. Byłam, przez jeden dzień.
[b]Czy pani siebie lubi?[/b]
Lubię, nie boję się spojrzeć w lustro, ale były ciężkie momenty, gdy miałam do siebie wiele pretensji. Uważałam, że jestem beznadziejna, niewiele rzeczy mnie cieszyło, a na dodatek byłam zła, że nie mogę się zebrać do kupy. I wpędzałam się w coraz głębsze poczucie bezsensu. Wszyscy wokół tłumaczyli: „Przestań. Masz medale, skończyłaś studia, planujesz kolejne, a ciągle chcesz więcej”. Ale ja tak właśnie funkcjonuję: poprzez wymagania i cele. Ostatnie miesiące przeżyłam bez nich, nie miałam tak detalicznego planu jak wcześniej, a nie potrafiłam sobie pozwolić na odpoczynek. I cały czas byłam przygnębiona. Dopiero teraz wychodzę z tego zaułka. Jak wszyscy, miewam lepsze i gorsze chwile.
[b]Ktoś pani pomaga?[/b]
Bliscy i trener Robert Białecki. Zauważył, że największym kłopotem nie jest moja forma fizyczna, ale psychika. Dlatego nie naciska, a do tego wprowadza nowe elementy – mam trenerów od ćwiczeń na lądzie, pracuję nad techniką. Mogę przychodzić na basen z przyjemnością. A on patrzy na mnie i ocenia, czy jestem gotowa na mocniejszy trening. Mamy czas.
[b]Ale nie wieczność. Doskonale pani wie, ile szans na ważne starty ma jeszcze przed sobą. [/b]
Dlatego rok przerwy mi wystarczy. W historii pływania jest wiele kobiet, które robiły podobnie. Dara Torres, najstarsza zawodniczka, wróciła do pływania po trzech latach. Ma 42 lata, urodziła dziecko, w Pekinie zdobywała medale. Jenny Thompson miała dwuletnią przerwę, a w 2003 roku na mistrzostwach świata wygrywała, pobiła rekord świata. W Polsce Iza Burczyk urodziła dziecko, wróciła do pływania. Oczywiście wiem, że mój czas się skończy. Ale wiem też, że wciąż jestem młoda i mogę osiągnąć to, o czym marzę. Jeszcze raz stanąć na najwyższym stopniu podium podczas ważnej imprezy. I zejść ze sceny niepokonaną.
[b]Szykuje się już pani na życie po sporcie?[/b]
Zawsze wiedziałam, że pływanie to nie wszystko. W październiku zaczynam nowe studia – public relations. Ciekawi mnie kontakt z ludźmi i media, lubię się dowiadywać nowych rzeczy. Chciałabym kiedyś założyć rodzinę. Marzą mi się dalekie podróże. Poza treningami właściwie nigdzie nie jeżdżę, gdziekolwiek byłam na świecie, to z powodu sportu. Byłoby świetnie wyjechać za granicę, żeby przeżyć coś nowego, nauczyć się języka.
[b]A jeśli realizacja tych marzeń nie wystarczy? Wielu gwiazdorów wraca do sportu, choć osiągnęli wszystko. Dlaczego sukces nie pozwala wam odejść?[/b]
Czy ja wiem, może przestajemy czuć się potrzebni, chcemy jeszcze raz poczuć zastrzyk adrenaliny i wiedzieć, że ktoś na nas liczy. Szukamy sukcesu nie tylko na arenach sportowych, a charakter, jaki wypracowaliśmy w treningu, pozwala nam się rozwijać, także poza sportem. Dzięki sportowi umiemy zrobić krok w tył, by potem zrobić dwa w przód. Każdy z nas dąży do tego, by jako dojrzały człowiek mógł powiedzieć: jestem z siebie dumny.