[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/11/16/karol-stopa-jaka-to-melodia/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Zacząłem z duszą na ramieniu. Byłem nawet gotów cierpieć, niczym rodzina Homolków, pokazana przed 40 laty w czechosłowackiej komedii filmowej. Kiedy w trakcie półfinału Rafaela Nadala z Novakiem Djokoviciem obraz wrócił, przemknęło mi przez głowę, że niebawem telewizor może mi w ogóle nie być potrzebny. Bo nie ma dziś sportowego spektaklu, z którego przekaz nie krąży gdzieś w cyberprzestrzeni i skąd swobodnie, albo za minimalną opłatą, nie da się go ściągnąć. Czas robienia łaski kibicom przez rodzime stacje sportowe definitywnie dobiegł końca.
Oglądanie fascynujących pojedynków z udziałem Federera, Tsongi czy Murraya, połączone z jednoczesną pracą na komputerze, daje specjalną dawkę doznań. Słuchasz raczej niż patrzysz. Odgłosy uderzanej piłki, dźwięki strun w rakiecie, postękiwania grających tworzą szczególną linię melodyczną. Dźwięk niepowtarzalny powstaje, gdy własną tenisową pieśń dokładają trybuny. To są te zbiorowe ochy i achy, brawa ze zmiennym natężeniem, jęki zawodu albo symboliczna cisza, świdrująca w uszach. Podane razem więcej mówią o spektaklu niż natchniony sprawozdawca. Po raz pierwszy usłyszałem tę niesamowitą melodię w wykonaniu audytorium kortu centralnego Wimbledonu. Teraz w przekazie z Bercy zabrzmiała mi znów.
W ogromnej hali wypełnionej publicznością, przy udziale wszystkich niemal sław męskiego tenisa rozegrano w Paryżu turniej perełkę. Można się było o tym przekonać, niemal nie patrząc na ekran. Z samych odgłosów wynikało, że dzieje się tam coś wyjątkowego. Żywiołowo reagujące trybuny nagradzały na korcie jedno spektakularne zagranie za drugim. Był wysoki poziom i emocje.
Podczas tego niezwykłego tenisowego koncertu dało się słyszeć i swojskie nuty. Łukasz Kubot przeszedł od eliminacji do trzech setów z Marinem Cilicem w walce o 1/8 finału. Ten wynik dał Polakowi od dawna zasłużoną pierwszą setkę rankingu. W deblu zarówno on, jak i para Mariusz Fyrstenberg – Marcin Matkowski pojadą do Londynu na elitarną imprezę dla mistrzów. A dorzucić do trzeba jeszcze oczywiście naszą gwiazdę Agnieszkę Radwańską.