Jaka to melodia

Doświadczyłem strasznych skutków awarii telewizora. Obraz z paryskiej hali Bercy, gdzie grali czołowi tenisiści świata, znikł z mojego ekranu nagle i na dłużej. Ponieważ zaprzyjaźniony technik mógł pomóc dopiero pod koniec tygodnia, niezbędne stało się wyszukanie odpowiednich adresów w coraz lepiej funkcjonującym Internecie

Publikacja: 16.11.2009 13:25

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/11/16/karol-stopa-jaka-to-melodia/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Zacząłem z duszą na ramieniu. Byłem nawet gotów cierpieć, niczym rodzina Homolków, pokazana przed 40 laty w czechosłowackiej komedii filmowej. Kiedy w trakcie półfinału Rafaela Nadala z Novakiem Djokoviciem obraz wrócił, przemknęło mi przez głowę, że niebawem telewizor może mi w ogóle nie być potrzebny. Bo nie ma dziś sportowego spektaklu, z którego przekaz nie krąży gdzieś w cyberprzestrzeni i skąd swobodnie, albo za minimalną opłatą, nie da się go ściągnąć. Czas robienia łaski kibicom przez rodzime stacje sportowe definitywnie dobiegł końca.

Oglądanie fascynujących pojedynków z udziałem Federera, Tsongi czy Murraya, połączone z jednoczesną pracą na komputerze, daje specjalną dawkę doznań. Słuchasz raczej niż patrzysz. Odgłosy uderzanej piłki, dźwięki strun w rakiecie, postękiwania grających tworzą szczególną linię melodyczną. Dźwięk niepowtarzalny powstaje, gdy własną tenisową pieśń dokładają trybuny. To są te zbiorowe ochy i achy, brawa ze zmiennym natężeniem, jęki zawodu albo symboliczna cisza, świdrująca w uszach. Podane razem więcej mówią o spektaklu niż natchniony sprawozdawca. Po raz pierwszy usłyszałem tę niesamowitą melodię w wykonaniu audytorium kortu centralnego Wimbledonu. Teraz w przekazie z Bercy zabrzmiała mi znów.

W ogromnej hali wypełnionej publicznością, przy udziale wszystkich niemal sław męskiego tenisa rozegrano w Paryżu turniej perełkę. Można się było o tym przekonać, niemal nie patrząc na ekran. Z samych odgłosów wynikało, że dzieje się tam coś wyjątkowego. Żywiołowo reagujące trybuny nagradzały na korcie jedno spektakularne zagranie za drugim. Był wysoki poziom i emocje.

Podczas tego niezwykłego tenisowego koncertu dało się słyszeć i swojskie nuty. Łukasz Kubot przeszedł od eliminacji do trzech setów z Marinem Cilicem w walce o 1/8 finału. Ten wynik dał Polakowi od dawna zasłużoną pierwszą setkę rankingu. W deblu zarówno on, jak i para Mariusz Fyrstenberg – Marcin Matkowski pojadą do Londynu na elitarną imprezę dla mistrzów. A dorzucić do trzeba jeszcze oczywiście naszą gwiazdę Agnieszkę Radwańską.

I na koniec kamyczek do własnego ogródka. Internetową transmisję, na którą trafiłem, komentowało dwóch Brytyjczyków. Nazwisk nie doczekałem, ale nie mam wątpliwości, że mówili do mnie wybitni fachowcy. Ci ludzie przede wszystkim zdumiewali lakonicznością. Jednocześnie, kiedy już zabierali głos, to porażała celność obserwacji. Blisko dwadzieścia lat przepracowałem ze słuchawkami komentatora na uszach, ale przyznaję, że tak sugestywną melodię usłyszałem po raz pierwszy. Nie ukrywam – mocno zapadła mi w pamięć.

Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?
Materiał Promocyjny
Jaką Vitarą na różne tereny? Przewodnik po możliwościach Suzuki
Sport
Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu
Sport
Pomoc przyszła od państwa. Agata Wróbel z rentą specjalną
Sport
Zmarł Andrzej Kraśnicki. Człowiek dialogu, dyplomata sportu
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
SPORT I POLITYKA
Kto wymyślił Andrzeja Dudę w MKOl? Radosław Piesiewicz zabrał głos
Materiał Promocyjny
Psychologia natychmiastowej gratyfikacji w erze cyfrowej