Usta jak zwykle się jej nie zamykały choć przyznała, że wciąż jest na środkach przeciwbólowych. Pięć złamanych żeber, od siódmego do jedenastego i dziura w płucu nie przeszkodziły jej walczyć najpierw w kwalifikacjach, później w ćwierćfinałach, półfinałach i finale, który ukończyła na trzecim miejscu choć płakała z bólu. - Płakałam po każdym i przed każdym kolejnym biegiem. Przyjechałam tu przecież po złoty medal, jako najlepsza sprinterka świata. To moje ostatnie igrzyska, kolejnej szansy już nie dostanę.
Majdić pytana czy trasy na których rozgrywane są konkurencje biegowe faktycznie są tak łatwe jak mówią Justyna Kowalczyk i trener Aleksander Wierietielny przyznaje, że komuś, kto najlepiej czuje się na podbiegach nie mogą odpowiadać, ale igrzyska są dla wszystkich. - Dla jednych są wymarzone, dla innych, tak jak dla Justyny, są za łatwe. Poprzednie igrzyska, w Salt Lake City i Turynie rozgrywano na ekstremalnie trudnych trasach, znacznie trudniejszych niż te na których biegamy podczas zawodów Pucharu Świata, ale czy to jest fair. Mam wątpliwości - mówiła najtwardsza z biegaczek.
O zawodniczkach, które chorują na astmę mówi, że mają prawo brać leki, które są na liście środków zakazanych, ale jej zdaniem sprawiedliwiej byłoby, gdyby wszystkie zostały przebadane w tej samej klinice. - Pamiętam, że przed igrzyskami w Turynie, gdy kilka biegaczek zostało złapanych na dopingu bez przerwy powtarzałam, że chyba wszyscy to robią, więc nie mam żadnych szans w takiej rywalizacji. I wtedy trener mną wstrząsnął mówiąc, że powinnam się zająć swoim bieganiem, a nie myśleć, że jestem skazana na porażkę. To był dobry pomysł. Nie można przecież z góry zakładać, że te schorzenia to jedno wielkie oszustwo tych, którzy dzięki temu mogą się bezkarnie dopingować.
Majdić czuje się coraz lepiej, sama już schodzi do stołówki, ale z uwagi na swój uraz nie może wrócić do domu, bo nie wolno jej jeszcze lecieć samolotem. Zostanie więc w wiosce olimpijskiej do końca igrzysk, zobaczy bieg na 30 km w którym liczyła na medal. W gronie faworytek Słowenka wymienia Norweżkę Marit Bjoergen i Finkę Virpi Kuitunen. Duże szanse daje też Justynie Kowalczyk. Ona ten sezon już zakończyła, nie będzie więc walczyć z Polką o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Ma nadzieję, że za rok odbije to sobie na mistrzostwach świata w Oslo, a później zakończy karierę.
- Wtedy usiądę na werandzie z przyjaciółmi i przy kawie powspominam stare dzieje.