Badanie było formalnością. Musiałby się zdarzyć cud, żeby dowodów na stosowanie erytropoetyny – hormonu przyspieszającego produkcję czerwonych krwinek – nie znaleziono w próbce B, skoro były w A. Obie pobrano od Kornelii Marek po olimpijskiej sztafecie narciarskiej 4x5 km, w której Polki były szóste. – Na tym poziomie kontroli błędy się raczej nie zdarzają – mówi „Rz” Jarosław Krzywański, członek komisji medycznej Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
Informację o wynikach kontrekspertyzy MKOl przekazał do Polski wczoraj wieczorem i od razu posypały się kary. Polski Związek Narciarski zdecydował, że poprosi Ministerstwo Sportu o skreślenie Marek z kadry olimpijskiej i cofnięcie jej stypendium. Teraz pora na sankcje MKOl i Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS).
MKOl wymaże z tabel 11. miejsce Polki w biegu na 30 km i szóste miejsce sztafety, ale przede wszystkim zakaże Marek startu w następnych igrzyskach, w Soczi w 2014 roku. Od niedawna MKOl stosuje zasadę, że kto zostanie złapany podczas igrzysk i ukarany przez międzynarodową federację rządzącą danym sportem dyskwalifikacją na co najmniej sześć miesięcy, nie ma wstępu na następną olimpiadę. A FIS na pewno zdyskwalifikuje Polkę na co najmniej dwa lata, bo wspomaganie krwi to najpoważniejsze z dopingowych przewinień. Marek nie ma nic na swoje usprawiedliwienie. Na wczorajszym spotkaniu w PZN w obecności prawników próbowano ustalić, jak doszło do dopingu. Marek powtarzała, że nie wie, skąd EPO wzięło się w jej organizmie.
Przyznała, że brała zastrzyki, ale nie było w nich niczego nielegalnego. Fizjolog Witalij Trypolski powiedział to samo: dawałem zastrzyki, ale nie z EPO, tylko w ramach przepisów. Lekarz kadry Stanisław Szymanik też nie przyznał się do winy. Na spotkaniu zabrakło trenera kadry Wiesława Cempy. Nie zdążył dojechać do Krakowa.
[srodtytul]Dopingowa loteria[/srodtytul]