Tym razem dwie najlepsze drużyny odniosły zwycięstwa i Legia ma wciąż nad Lechem dwa punkty przewagi. Coraz realniejsza wydaje się sytuacja, w której 18 maja w Warszawie o tytule mistrza Polski będzie decydował mecz Legia – Lech.
Zespół z Poznania robi w ostatnich tygodniach lepsze wrażenie. Jest bezwzględny dla przeciwników na ich boiskach i zaczyna zwyciężać na swoim. Drużyna ma styl, a jej kontratak może stanowić wzór. Upilnowanie Bartosza Ślusarskiego, Gergö Lovrencsicsa czy Łukasza Teodorczyka to spore wyzwanie dla każdej linii obronnej. Blok defensywny Legii nie budzi zaufania, a fakt, że ma w nim znów miejsce Marko Šuler, powinien stać się powodem do głębokiego zaniepokojenia kibiców tego klubu.
Lech gra równo, a Legia w kratkę. Po dobrym meczu finałowym o Puchar Polski ze Śląskiem przyszedł znów słaby z Lechią. Trener gdańszczan Bogusław Kaczmarek był zainteresowany głównie tym, czy po kontuzji zagra już Jakub Kosecki. Odetchnął, kiedy okazało się, że nie. A po przerwie Kosecki wszedł na boisko i minutę później zdobył zwycięską bramkę. Do tej pory goście radzili sobie całkiem nieźle.
Legia gra tak, jakby się męczyła. W jej akcjach nie ma polotu, rwą się po dwóch podaniach i do niczego nie prowadzą. Wszyscy lubią i szanują trenera Jana Urbana i ja też. Ale na pytanie: czego Urban nauczył legionistów przez prawie rok, nie potrafię odpowiedzieć. Legia jest silna indywidualnymi umiejętnościami poszczególnych zawodników. Są na tyle dobrzy i przygotowani pod względem fizycznym, że nawet kiedy im nie idzie, zdobywają zwycięskie bramki w drugiej połowie, gdy zmęczony przeciwnik już ledwie dyszy. Ale uroku w tym nie ma żadnego.
Znowu o sobie dali znać chuligani. Kiedy budowaliśmy nowe stadiony, mieliśmy nadzieję, że wraz z nimi przyjdzie na trybuny cywilizacja. Nie wzięliśmy pod uwagę, że swoich stadionów chuligani niszczyć wprawdzie nie będą, ale obce – jak najbardziej. Tak właśnie działo się przy okazji meczu Lech – Wisła, chociaż jest to problem niemal wszystkich klubów.