Ukrainiec w nocy z soboty na niedzielę spotka się w Nowym Jorku z niepokonanym Amerykaninem Bryantem Jenningsem.
Władymir Kliczko (63 zwycięstwa, 53 przed czasem, i 3 porażki), mistrz organizacji WBA, IBF, WBO, król wagi ciężkiej według magazynu „The Ring", ostatni raz walczył w Madison Square Garden w lutym 2008 roku. Wygrał wówczas na punkty z Rosjaninem Sułtanem Ibragimowem, ale walka była nudna, bo rywal nie podjął ryzyka, tak jak większość przeciwników „Dr. Stalowego Młota".
Ostatnią porażkę młodszy Kliczko też poniósł w USA. 11 lat temu został znokautowany w Las Vegas przez Lamona Brewstera, któremu się później zrewanżował. Od tego czasu Władymir nie znalazł pogromcy i wszystko wskazuje, że Jennings też nie da mu rady.
Bokser z Filadelfii ma 30 lat, 19 zwycięstw na koncie (10 przed czasem) i niezachwianą pewność siebie. Jennings to prawdziwy atleta, świetnie biega, ma imponujący zasięg ramion i dłonie mocne jak imadło, ale na tym kończą się jego atuty.
Na Artura Szpilkę w ubiegłym roku starczyły, ale na Kliczkę to za mało. Tym bardziej że 39-letni Ukrainiec z walki na walkę robi lepsze wrażenie. W ostatnim pojedynku znokautował Bułgara Kubrata Pulewa perfekcyjnym lewym sierpowym.
Władymir Kliczko będzie chciał się pokazać z jak najlepszej strony, by wreszcie podbić Amerykę i w przyszłości odebrać Deontayowi Wilderowi mistrzowski pas WBC, należący wcześniej do starszego brata, Witalija, dziś burmistrza Kijowa.
Ale najpierw trzeba pokonać Jenningsa. Ring, na którym toczyć się będzie sobotni pojedynek, jest najmniejszy z możliwych, więc o ucieczce nie ma mowy. Amerykanin obiecuje, że podejmie twardą walkę. Jest silny, wytrzymały, ma szczelną gardę, ale na króla wagi ciężkiej to chyba nie wystarczy.