Bawarczycy grali na tak dużym komforcie, wynikającym z ogromnej przewagi w tabeli, że nawet jeśli bywali w gorszej formie – a słabszych momentów oczywiście nie uniknęli – nie musieli się o nic martwić. Stąd brały się luz, spokój i dbałość o detale, które zwykle decydują o wynikach. Jupp Heynckes napędził tak mocno zespół Roberta Lewandowskiego, że mógł zacząć oszczędzać swego najlepszego snajpera praktycznie w styczniu. Już wówczas wiadomo było przecież, że gra idzie przede wszystkim w Lidze Mistrzów. Swoją drogą Lewy sięgnął już po swoje szóste mistrzostwo w Bundeslidze, a kolejną armatę dla najlepszego strzelca rozgrywek odbierze po zakończeniu rozgrywek, nikt bowiem tej statuetki już naszemu rodakowi nie odbierze. Zatem jego wkład w tytuł jest bezsporny i niebagatelny. A teraz Robert z czystym sumieniem może koncentrować się na tym, aby być odpowiednio wypoczęty przed decydującymi momentami rywalizacji w Champions League, czego ewidentnie brakowało w poprzednich sezonach.Wnioski zostały wyciągnięte, Sandro Wagner, ale też zawodnicy występujący na innych pozycjach, mają za zadanie wyręczyć kapitana reprezentacji Polski w zdobywaniu goli w spotkaniach na krajowym podwórku i spokojnie dają radę. Heynckes z pewnością wie co robi, i umie jak chyba nikt inny – co już zresztą kiedyś sygnalizowałem – dogadać się z gwiazdami pokroju Lewandowskiego czy Thomasa Muellera, że warto poddawać się rotacjom. Nawet w sytuacji, gdy mierzy się w rekordy. Są w końcu mecze i rozgrywki ważne oraz ważniejsze, a zdrowie ma się tylko jedno.Ostatnie posunięcia personalne doświadczonego szkoleniowca nie pozostawiają zresztą złudzeń, co chodzi mu po głowie. To zresztą trener wręcz stworzony do tego, żeby właściwie wykorzystać budżet takiego klubu jak Bayern, który w tym roku pewnie przekroczy 600 milionów euro. Nie spina się, nawet w minimalnym stopniu, podejmując najtrudniejsze decyzje, czy tylko z punktu widzenia szatni niepopularne. Jako piłkarz przeżył przecież praktycznie wszystko, a jako szkoleniowiec wygrał Ligę Mistrzów niejednokrotnie.Tak naprawdę więc z jego perspektywy wszystko już było, wszystko już się wydarzyło. Teraz trzeba to tylko powtórzyć, biorąc poprawkę na fakt, że ma się wykonawców pokroju Lewandowskiego. Choć nie sądzę, żeby 73-letni coach musiał jeszcze sobie – a tym bardziej komukolwiek innemu – cokolwiek udowadniać. On już nic nie musi, tylko może i jest w stanie. A to bardzo komfortowa sytuacja, która bardzo korzystnie odbijała się na grze i naprawdę wielkim rozmachu Bayernu, odkąd ponownie zasiadł na ławce monachijczyków. Zatem?!