Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) jest prawdopodobnie najbogatszą pozarządową organizacją globu — tylko w 2021 roku jego przychody sięgnęły 4,16 mld, a zysk wyniósł 843,8 mln dol. - ale wpływami nigdy nie dzielił się bezpośrednio z zawodnikami. Większość środków wraca wprawdzie w krwiobieg świata sportu, ale głównie poprzez federacje oraz narodowe komitety, a więc — w praktyce — działaczy.
Pieniądze z MKOl są walutą redystrybucji wpływów. Niemiecki dziennikarz Jens Weinreich jeszcze przed igrzyskami w Tokio policzył, że dla ponad połowy z 28 międzynarodowych federacji sportowych środki przekazywane z Lozanny to od 35 do nawet 96 proc. budżetu. Mowa więc o kroplówce, która wiele tradycyjnych sportów olimpijskich po prostu utrzymuje przy życiu.
Czytaj więcej
Mer Paryża Anna Hidalgo nie chce Rosjan i Białorusinów w swoim mieście podczas igrzysk olimpijskich. - Chyba czas pomyśleć o zmianie gospodarza - odpowiada szef Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego (ROC) Stanisław Pozdniakow.
Atleci, którzy są najważniejszym zasobem ruchu olimpijskiego, nie mają właściwie dostępu do łańcucha redystrybucji zysków (poprzez programy solidarnościowe dostają średnio jednego z każdych dziesięciu dolarów), a wymagania - zwłaszcza dotyczące zakazu promocji własnych sponsorów oraz udostępniania im wizerunku podczas igrzysk - Karta Olimpijska stawia spore. Teraz może się to zmienić, słychać już wręcz pomruk rewolucji.
Dlaczego World Athletics zaczyna rewolucję
Sygnał dał szef lekkoatletycznej World Athletics Sebastian Coe, któremu w przeszłości zdarzyło się wyłamać z zachodniego bojkotu igrzysk olimpijskich w Moskwie (1980), gdzie zdobył dwa medale, ale dziś wyrasta na odnowiciela, który nie tylko dba o interes sportowców, ale także wolnego świata, bo żadna inna federacja nie jest tak stanowcza w oporze przeciwko dopuszczeniu Rosjan do startów.