Łączny koszt wydarzenia, podczas którego Kraków, Małopolska i delegatury zamiejscowe (Katowice, Rzeszów, Wrocław) przyjmą siedem tysięcy sportowców z 48 krajów, może sięgnąć nawet 2 mld złotych, ale tylko jedna czwarta tej kwoty to cena organizacji igrzysk. Resztę pochłonęły inwestycje towarzyszące, które mają być dziedzictwem imprezy.
Samorządowcy i organizatorzy przekonują, że to środki, które i tak zostałyby wydane – tyle że w innym miejscu kraju, pewnie na ścianie wschodniej, a nie w Małopolsce i Krakowie. Najbliższe dni pokażą, czy było warto. Sukces zależy od frekwencji i zainteresowania, także za granicą. Skorzystają sportowcy, którzy powalczą u siebie o medale i kwalifikacje olimpijskie.
Igrzyska Europejskie w Krakowie a kampania wyborcza w Polsce
Tło jest znane, impreza rodziła się w bólach. Europejskie Stowarzyszenie Komitetów Olimpijskich (EOC) chciało własnego wielkiego wydarzenia – takiego, jakie od dawna odbywa się na innych kontynentach. Europa go nie miała, bo globalna Północ igrzyska olimpijskie oraz mistrzostwa świata w najważniejszych dyscyplinach zawsze traktowała jak swoje. Innych nie potrzebowała.
Czytaj więcej
Pierwsze edycje Igrzysk Europejskich, które organizowały Azerbejdżan i Białoruś, nie cieszyły się zainteresowaniem. Polacy obiecują nowe otwarcie w związku z Igrzyskami w Krakowie. Pytanie, czy ten splendor jest wart swojej ceny.
Pierwsza edycja odbyła się osiem lat temu w Baku. Sportowcy rywalizowali, a władza więziła opozycjonistów. Podróży na zawody odmówili czołowi zachodni liderzy, więc Ilhamowi Alijewowi w loży towarzyszyli szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) Thomas Bach oraz Władimir Putin, Recep Erdogan i Aleksander Łukaszenko.