Tydzień zgrupowania w Juracie, kilkanaście dni w Arłamowie – przygotowania do Euro można powoli uznawać za zakończone.
Pierwsze dni pobytu w karpackiej głuszy były spokojne, a piłkarzy i sztabu szkoleniowego nikt nie niepokoił. Gdy jednak zaczął się długi weekend, którego początek zbiegł się z przyjazdem Roberta Lewandowskiego na zgrupowanie, głusza okazała się wyłącznie teorią. Rozpoczął się prawdziwy najazd kibiców na gigantyczny hotel postawiony na szczycie wzgórza, a ochrona nie nadążała z kolejnymi interwencjami i wydawała się zaskoczona takim obrotem spraw. Nie wytrzymywali też dziennikarze – szczególnie ci, którzy wcześniej z kadrą nie mieli do czynienia, a których w ramach gorączki związanej z Euro pracodawcy posłali do Arłamowa. Po oficjalnej konferencji prasowej niemalże stratowali Lewandowskiego, próbując zdobyć jego autograf i zrobić sobie z nim zdjęcie.
Na szczęście piłkarze mieli do wyłącznej dyspozycji chronione piętro, więc mogli się ukryć przed kibicami.
W pierwszych dniach Nawałka kładł nacisk przede wszystkim na przygotowanie fizyczne. Przez te kilkanaście dni wiele nie można było zrobić, ale cel był taki, aby tym razem chociaż nie zaszkodzić. A o to piłkarze oskarżali po Euro 2012 Franciszka Smudę, a po Euro 2008 Leo Beenhakkera. Pytanie oczywiście, czy sprawa przygotowania fizycznego nie była wyłącznie wygodną wymówką.
Od minionego czwartku treningi straciły jednak na intensywności. Zamiast dwa razy dziennie na boisku piłkarze trenowali raz. Oczywiście pracowali dalej nad przygotowaniem fizycznym (na siłowni) oraz taktyką (podczas odpraw w hotelu).