Kamil Grosicki: Euro to jest mój czas

O swojej roli w kadrze, kogo szuka na boisku i pracy z psychologiem mówi Kamil Grosicki

Aktualizacja: 03.06.2016 07:31 Publikacja: 02.06.2016 19:37

Kamil Grosicki: Euro to jest mój czas

Foto: PAP, Bartłomiej Zborowski

"Rzeczpospolita": Podłamała was porażka z Holandią?

Kamil Grosicki: Zawsze chcemy wygrywać, we wtorek się nie udało. Graliśmy z bardzo dobrym zespołem, dziwię się, że zabraknie go na mistrzostwach Europy. Momentami nasza gra wyglądała dobrze, ale przez większość meczu trudno było nam cokolwiek zrobić. Po przerwie obudziliśmy się, stworzyliśmy kilka sytuacji, szkoda, że ich nie wykorzystaliśmy. Jesteśmy spokojni, mam nadzieję, że kibice również.

Co powiedział trener Adam Nawałka po meczu?

Głowa do góry, teraz czas na odpoczynek, a od soboty wracamy do pracy. Selekcjoner widział dobre momenty, wie też, co trzeba poprawić.

Dobrze, że zgrupowanie odbyło się w Arłamowie? Ile razy musiał pan się przemykać, by nie trafić na spragnionych zdjęć i autografów kibiców?

Starałem się nie schodzić do recepcji, spędzałem głównie czas na naszym piętrze. Oczywiście wszyscy rozumiemy, że dla kibiców to wielkie przeżycie być blisko reprezentacji, ale też musimy mieć chwilę dla siebie. Mam taki charakter, że ugryzę się w język, poświęcę godzinę dla kibiców, bo nawet tyle potrafiło zająć rozdawanie autografów. Ale tak naprawdę to jest to bardzo fajne i przyjemne. Kiedy byłem dzieciakiem, marzyłem o rozpoznawalności, o tym, by kibice mnie zaczepiali, prosili o autograf albo zdjęcie.

Pomysł zgrupowania w Polsce był autorskim projektem Zbigniewa Bońka. Argumentował, że chce, abyście poczuli oczekiwania kibiców, że zbliża się wielka impreza.

Czujemy to na każdym kroku. Nawet gdy po sezonie wróciliśmy do rodzinnych miast, dużo ludzi nas zaczepiało, chciało porozmawiać i życzyć wszystkiego najlepszego. Ale do Arłamowa przyjechałem, by wykonać swoją robotę, jak najlepiej przygotować się do turnieju.

Wykonuje ją pan ze świadomością, że to najważniejszy moment pańskiej karierze?

Tak. To najważniejszy turniej, którym mam nadzieję zapisać się w historii polskiej piłki. Mówiłem już wcześniej – to mój czas. Jestem ważny w tej kadrze, u selekcjonera Adama Nawałki grałem w pierwszym składzie w eliminacjach i sparingach, opuściłem tylko jeden mecz eliminacyjny, i to z powodu kontuzji. Wiem, że spoczywa na mnie taka odpowiedzialność jak na Robercie Lewandowskim czy Arku Miliku. Moja robota polega na tym, by mieli jak najwięcej sytuacji podbramkowych. Muszę brać ciężar gry na siebie.

Rzadko którego polskiego piłkarza stać na to, by powiedzieć: to jest mój czas.

Mam za sobą dobry okres w klubie i kadrze. Widzę, ilu fanów się mną interesuje, jak piszą o mnie dziennikarze. Czuję, że w końcu moja kariera nabrała tempa, że znalazłem się na fali wznoszącej. Miałem przełomowy sezon tuż przed mistrzostwami Europy. We Francji muszę udowodnić, że się rozwinąłem.

Co doprowadziło do momentu, w którym pierwszy raz powiedział pan sobie: to jest mój czas?

Przełomowy był mecz z Niemcami we Frankfurcie. Przegraliśmy 1:3, ale i drużyna, i ja zagraliśmy dobrze. W spotkaniu z mistrzami świata, na ich terenie, nie bałem się brać odpowiedzialności na siebie. W tym meczu byłem pewny siebie, dryblowałem, choć czasami nie wychodziło, grałem tak, jak chcę. Zobaczyłem, że potrafię rywalizować z najlepszymi, nabrałem pewności siebie. Po powrocie do klubu zacząłem seryjnie zdobywać bramki w lidze, zacząłem też trafiać w meczach towarzyskich reprezentacji. Zacząłem szukać pozytywów – coś robię dla klubu i kadry, jestem w tych drużynach ważny. Teraz czuję, że Kamil Grosicki jest reprezentantem pełną gębą, ważną częścią zespołu. Trener Adam Nawałka powtarzał mi to od samego początku, dzięki niemu się rozwinąłem. Obdarzył mnie zaufaniem, a ja wykorzystałem szansę. Gdy zagrałem słabiej, następny mecz i tak zaczynałem w pierwszej jedenastce. U innych selekcjonerów po chwili słabości byłem skreślany. Widzę, że Nawałka ma do mnie duże zaufanie, dobrą grą staram się mu odwdzięczać.

Pamięta pan, co Adam Nawałka mówił przed meczem we Frankfurcie?

Sam się motywowałem. Myślałem: „kiedy się pokazać, jeśli nie w takim meczu". Trener opowiedział nam dokładnie o problemach reprezentacji Niemiec, powiedział, byśmy grali swoje. I przy 1:2 mieliśmy sytuacje, by wyrównać. Strzał Roberta obronił Manuel Neuer, po rzucie rożnym obrońcy wybili piłkę z linii bramkowej. Gdybym po przerwie nie strzelał, tylko trącił piłkę przed siebie, mielibyśmy rzut karny, a Jérôme Boateng dostałby czerwoną kartkę. To już jednak historia, awansowaliśmy w dobrym stylu.

Cztery lata temu mecz z Anglią zaczął pan od założenia siatki Ashleyowi Cole'owi. Lubi pan wielkie mecze?

Dużo myślałem przed spotkaniem we Frankfurcie, rozgrywałem je w głowie. Sprawdzałem, kto zagra na bokach obrony i pomocy, jakie ci piłkarze mają atuty, a jakie wady. Analizowałem, a na boisko wyszli inni zawodnicy, niż typowałem. Musiałem więc improwizować. Mecz z Anglią też był fajny, pokazałem, co potrafię. Ale żeby być na szczycie, trzeba z każdym rywalem tak grać, ustabilizować formę. Bardzo poprawiłem się pod tym względem, wcześniej miałem wahania. Teraz staram się, by moja dyspozycja była równa.

Można powiedzieć, że im lepszy rywal, tym lepszy Grosicki?

W meczach z Anglią i Niemcami cała drużyna grała dobrze. Czasami jest tak, że jeden zawodnik ma dobry dzień, pozostali słabszy i drużyna nie funkcjonuje, bo w pojedynkę nie okiwasz pięciu zawodników i nie strzelisz gola. Chyba że jesteś Messim. Gdy zespół widzi, że nakręcam akcje, nabiera do mnie zaufania, kolegom udziela się moja pewność siebie. My od dwóch lat pokazujemy, że nie mamy słabych punktów w reprezentacji. Różnimy się zadaniami – jeden ma bronić i jest oceniany inaczej niż ten, który strzeli dwa gole, ale wszyscy robią fantastyczną robotę.

Mówi pan, że drużyna patrzy na zawodnika, który jest w dobrej formie. To na kogo pan patrzy?

Arek Milik jest tym cofniętym w linii ataku. Ma tak ułożoną nogę, że potrafi zagrać doskonałe prostopadłe podanie. Mogę godzinę stać i grać słabo, a potem dostać od niego jedno podanie, które wykończę albo podam do Lewego.

Czyli nawet po 88 beznadziejnych minutach ma pan nadzieję i wiarę, że może wyjść ta jedna akcja.

W dużej mierze dzięki rozmowom z psychologiem Pawłem Frelikiem. Tłumaczy mi, że zawsze mam wpływ na to, co się dzieje. Nawet jeśli w piątej minucie w doskonałej sytuacji nie strzelę gola, to mecz się nie kończy, zostało jeszcze 85 minut, na które mam wpływ. Mogę zrobić przewagę dzięki dryblingowi, dośrodkować, strzelić i moja sytuacja znów będzie lepsza. Ta współpraca trwa już dwa lata, zaczęliśmy przed meczem z Niemcami jesienią 2014 roku. Teraz mniej rozmawiamy, ale czasami trzeba przypominać sobie różne mechanizmy.

Przydałby się psycholog cztery lata temu, gdy w meczu otwarcia Euro czekał pan przy linii, żeby wejść na boisko, ale nie zdążył, bo sędzia skończył mecz?

Było mi przykro, miałem wtedy urodziny. Gdy mnie zawołano, do końca spotkania zostało 20 sekund, gdy ściągnąłem koszulkę, było już 10, stanąłem przy linii i sędzia zakończył mecz.

To symbol nieudanego Euro. Franciszek Smuda, który nie robi zmian, a gdy się w końcu decyduje, jest za późno.

Trener Smuda miał 12 zawodników, a reszta była w kadrze, bo musiało być 23 powołanych... Dziennikarze domagali się Grosickiego, więc dostałem szansę w meczu z Czechami, której nie wykorzystałem. I jeszcze usłyszałem, że dałem fatalną zmianę. A ja dostałem pół godziny w najważniejszym meczu, w którym wszyscy graliśmy strasznie. Nie byliśmy w stanie sklecić akcji.

Przyjeżdżając na zgrupowanie, wiedział pan, że Smuda ma 12 ulubieńców, którzy mogą być pewni gry?

Tak. Byłem szczęśliwy, że pojechałem na Euro, dziękuję za to trenerowi Smudzie. Ale dobrze grałem w sparingach, czułem się przygotowany do turnieju i wierzyłem, że w meczu z Grecją dostanę szansę. Skoro nam nie szło, dlaczego mnie nie wpuścił? Chociaż na kwadrans, żebym zrobił trochę zamieszania. U Smudy czułem się statystą. Postawił na żelazną jedenastkę i tego się trzymał. Ale teraz sam pokazywałem w Rennes, że rezerwowi mogą być bardzo ważni. U trenera Fornalika dostałem szansę, ale po dobrym meczu z Anglią w następnym – z Ukrainą – nie zagrałem już ani minuty. Na boisku pojawił się wtedy w drugiej połowie Kuba Kosecki. A przecież w kadrze powinna być jakaś hierarchia. Na zasadzie: jeśli Maciej Rybus wyszedł w podstawowym składzie, to na zmianę wchodzę ja.

Czyli ani Smudy, ani Fornalika pan nie rozumiał?

Wiadomo, że nie dawałem drużynie tyle, ile daję teraz. Teraz jestem bardzo ważnym zawodnikiem reprezentacji. Po Anglii myślałem, że to mój przełomowy mecz w kadrze. Wszyscy tak uważali. No to z Ukrainą nie zagrałem w ogóle, a z San Marino wyszedłem na boisko tylko dlatego, że Kuba Błaszczykowski doznał kontuzji na rozgrzewce. Trener Nawałka od początku na mnie postawił. Chociaż Kuba wrócił do kadry, wciąż gram w pierwszej jedenastce. Oczywiście wciąż na to miejsce pracuję, nie czuję się pewnie. Fajnie, że ostatnio znajduje się miejsce dla mnie i dla Kuby. Trener nie patrzy na nazwiska. Jest sprawiedliwy. Wierzy w każdego zawodnika. Na decydujący o awansie mecz z Irlandią wystawił Pawła Olkowskiego i Karola Linettego, wychodzi mu wszystko.

W kadrze Nawałki nie ma drugiego Grosickiego z czasów Smudy, który nie rozumie decyzji selekcjonera?

Nie ma. Wszyscy wiedzą, co się dzieje, i muszą być gotowi, bo trener każdego nagradza. Wszyscy selekcjonera lubią i szanują, nie chodzi o podlizywanie się... Z nim jest po prostu chemia, umie z nami rozmawiać. Po co trener Nawałka dwa tygodnie przed powołaniami przyjeżdża do mnie do Francji? Zna mnie, wszystko o mnie wie. Ale przyjeżdża porozmawiać, przedstawić plan, zobaczyć mój mecz, porozmawiać ze szkoleniowcem klubowym. Widać, że selekcjonerowi zależy. Wkłada w to mnóstwo serca, pokazuje to nawet głupim telefonem. Dwa razy w miesiącu zadzwoni, pozdrowi rodzinę, zapyta, co się dzieje. To niuanse. I nie dzwoni tylko do Grosickiego czy Lewandowskiego, ale do wszystkich. Nawet do kandydatów na reprezentantów. Dlatego wciąż się rozwijamy, pracujemy i fajnie idzie. Weryfikacją będą mistrzostwa.

Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta