"Rzeczpospolita": Jak się czuje człowiek, który spełnia marzenia milionów Polaków?
Jakub Błaszczykowski: Sam się w ten sposób spełniam. Pamiętam emocje sprzed czterech lat, kiedy strzeliłem bramkę Rosji na Stadionie Narodowym. Teraz mój gol dał nam zwycięstwo. Po to wychodzi się na boisko, żeby wygrać, więc można powiedzieć, że ja osiągnąłem swój cel, a wszyscy razem się cieszyliśmy.
Jest pewna różnica między osiągnięciem celu a spełnieniem marzenia...
Mam za sobą trudne miesiące bez grania w piłkę w ogóle, powolne dochodzenie do zdrowia po kontuzji, walkę o miejsce w drużynie, zmianę klubu. Każdy piłkarz, który przeżył coś takiego, wie, co się wtedy myśli. Siedzisz na trybunach lub przed telewizorem, patrzysz, jak grają koledzy, słuchasz różnych opinii, które raz podtrzymują cię na duchu, a innym razem odbierają nadzieję. Kiedy wraca się po czymś takim i strzela zwycięską bramkę, trudno się nie radować.
W meczu z Ukrainą zagraliście nieco słabiej niż w poprzednich spotkaniach, kibice wciąż są optymistami, ale też martwią się, co będzie dalej. Pocieszy ich pan?