Plan na Rio był prosty: stworzyć zespół, który bez uśmieszku politowania będzie można nazwać prawdziwym następcą Dream Teamu z Barcelony. Tak to wymyślił Mike Krzyzewski, trener drużyny USA, który po igrzyskach wybiera się na emeryturę. Coach K, jak mówi się w koszykarskim środowisku o Krzyzewskim, marzył, by pożegnać się w sposób, który przejdzie do historii. Sprawy nie poszły jednak po jego myśli.
Zaczęło się od telefonu do Kobego Bryanta. Numer gwiazdora Los Angeles Lakers Krzyzewski wykręcił jeszcze w trakcie sezonu, ale Bryant na grę dla ojczyzny nie dał się namówić. Postanowił, że po sezonie kończy z koszykówką na dobre, a wyjazd do Brazylii w tym planie się nie mieści. Krzyzewski był na tyle zdeterminowany, że spróbował raz jeszcze, ale ponownie odbił się od ściany. Później gry w teamie USA odmówili kolejni gwiazdorzy: LeBron James chciał dłużej poświętować mistrzostwo ligi, Stephen Curry wykpił się drobnymi kontuzjami. Chris Paul, Blake Griffin, Anthony Davis, Russell Westbrook i James Harden wydali kurtuazyjne oświadczenia, w których przekonują, jak trudna była to decyzja, ale z żalem z gry w kadrze rezygnują.
Nie oznacza to jednak, że Krzyzewski przyodział narodowy zespół w drugi, brzydszy garnitur. Być może jest on inaczej skrojony, mniej celebrycki, ale równie ekscytujący. Nie udało się zbudować drużyny marzeń, ale solidny zespół przyjemnie nieprzewidywalnych debiutantów, takich jak Kyrie Irving, Klay Thompson czy DeMar DeRozan, wspierany przez dwóch doświadczonych liderów – Kevina Duranta i Carmelo Anthony'ego.
Większą gwiazdą jest Durant, który latem przeszedł do Warriors i ma szansę stworzyć w Kalifornii jedną z najlepszych drużyn w historii NBA, ale ważniejszą rolę w zespole Coacha K odgrywa Anthony. Dla koszykarza New York Knicks będą to czwarte igrzyska i szansa na trzeci złoty medal. Dzięki temu stałby się najbardziej utytułowanym koszykarzem w historii teamu USA. Przywiązanie Anthony'ego do reprezentacji może w pewnym stopniu wynikać z upokorzenia, którego doznał podczas igrzysk w 2004 roku. 20-letni wówczas koszykarz był członkiem zespołu Larry'ego Browna, najsłabszej reprezentacji Stanów Zjednoczonych w XXI wieku, która w Atenach przegrała trzy mecze i wróciła zaledwie z brązowym medalem. Jedynym graczem, który po ostatnim meczu opuszczał halę ze spuszczoną głową, był właśnie Anthony.
– Ci chłopcy byli wówczas bardzo młodzi. I robili szalone rzeczy, jak to nastolatkowie, którzy po raz pierwszy wyjechali na wakacje bez opieki rodziców. Z perspektywy lat uważam, że Carmelo zachowywał się wówczas najbardziej dojrzale – na boisku i poza nim. Dlatego teraz jest liderem. Zaakceptował swoją rolę w zespole olimpijskim. Jest jednym z dwóch graczy, którzy już wygrali igrzyska, ale jeśli zacznie mecz na ławce, to nie ma z tym problemu. Ten zespół bardzo potrzebuje takiego weterana – zauważył Jim Boeheim, asystent Mike'a Krzyzewskiego i trener Syracuse, college'u, w którym uczył się i trenował Anthony.