Rz: Podczas lipcowych mistrzostw świata juniorów wystartował pan w dwóch dyscyplinach – pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. W pierwszej zdobył pan złoto, w drugiej był piąty. Jak udało się panu je połączyć?
Konrad Bukowiecki: Rzut dyskiem rzeczywiście poszedł mi w Bydgoszczy fajnie i chyba dużego wstydu nie przyniosłem. Zająłem piąte miejsce, ale poziom był taki, że gdybym się bardziej postarał, to miałbym szansę na medal. Moją główną konkurencją jest kula i na niej się skupiam. Rzut dyskiem to zabawa, odskocznia, gdy jestem znużony pchaniem kulą. Dzięki temu unikam monotonii. Kiedyś chciałem być pływakiem. Ale w tej dyscyplinie najbardziej przeszkadzała mi nuda. Od ścianki do ścianki i z powrotem. Dlatego też zmieniam ciężar kuli, raz pcham 6-kilogramową, a raz „siódemką". Z juniorskiej „szóstki" wycisnąłem wszystko, co się dało. Pobiłem rekord świata, zdobyłem złoto. A teraz czas na poważny sport.
Po pana sukcesie na MŚ Tomasz Majewski mówił podobnie: to turniej juniorów, zobaczymy, co Konrad pokaże wśród seniorów.
Bo to zupełnie inne dyscypliny. Na zawodach juniorów nie ma takiej presji, mało kto na nas patrzy, nawet w trakcie mistrzostw świata czy młodzieżowych igrzysk. Na seniorskich zawodach ciśnienie jest dużo wyższe. Na szczęście już trochę imprez zwiedziłem i nieco się wdrożyłem. Mam nadzieję, że w Rio nic mnie nie zaskoczy.
Czy Tomasz Majewski dzieli się z panem doświadczeniami z poprzednich igrzysk?