Rz: Podczas lipcowych mistrzostw świata juniorów wystartował pan w dwóch dyscyplinach – pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. W pierwszej zdobył pan złoto, w drugiej był piąty. Jak udało się panu je połączyć?
    Konrad Bukowiecki: Rzut dyskiem rzeczywiście poszedł mi w Bydgoszczy fajnie i chyba dużego wstydu nie przyniosłem. Zająłem piąte miejsce, ale poziom był taki, że gdybym się bardziej postarał, to miałbym szansę na medal. Moją główną konkurencją jest kula i na niej się skupiam. Rzut dyskiem to zabawa, odskocznia, gdy jestem znużony pchaniem kulą. Dzięki temu unikam monotonii. Kiedyś chciałem być pływakiem. Ale w tej dyscyplinie najbardziej przeszkadzała mi nuda. Od ścianki do ścianki i z powrotem. Dlatego też zmieniam ciężar kuli, raz pcham 6-kilogramową, a raz „siódemką". Z juniorskiej „szóstki" wycisnąłem wszystko, co się dało. Pobiłem rekord świata, zdobyłem złoto. A teraz czas na poważny sport.