Trudno było wszystko przewidzieć. Podczas igrzysk dużo się dzieje, są różne wydarzenia towarzyszące, które zmieniają rytm treningów. Oczywiście to nie są takie dni, które zaplanowałabym sama. Takich dni mi zabrakło.
Może pani podać więcej szczegółów tej pechowej podróży z Montrealu?
Jednym zdaniem się nie da. Już na pierwszym lotnisku zaczęły się opóźnienia. Godzina, dwie, trzy. Nie byłam sama z tym problemem. Weszliśmy do samolotu, w którym były 23 osoby lecące do Rio. Pytaliśmy, czy na pewno zdążymy na przesiadkę w Nowym Jorku, usłyszeliśmy, że tak. Po czym staliśmy jeszcze półtorej godziny na pasie, bo było nas za dużo, samolot był przeładowany.
W Nowym Jorku nie zdążyłam, choć dawno nie wykonałam tak szybkiego sprintu, w dodatku z dwiema torbami, ale i tak pocałowałam klamkę bramki. Pani z obsługi kazała nam pędzić do stanowiska naszych linii. Popędziliśmy, bo mogliśmy być przed 20 pasażerami za nami. Kolejny rekordowy sprint, dobiegliśmy do stanowiska, ale tam stało już 300 osób. Było późno, zadzwoniłam jednak do mego agenta w Polsce, ale nikt nic nie mógł pomóc. O 1. w nocy dostaliśmy voucher na noc w dalekim hotelu na Long Island. Poprosiliśmy o bagaże, ale nam odmówiono. Dowiedzieliśmy się, że mam nową rezerwację dopiero na piątek, pewnie po wylądowaniu pojechałabym od razu na pierwszy mecz.
Powiedziałam, co myślałam na ten temat, ale innych możliwości nie był. Lot przez Paryż był niemożliwy, bo akurat wybuchł jakiś strajk. Pojechaliśmy więc taksówką szukać hotelu w pobliżu lotniska, nie na Long Island, choć powiedziano nam, że wszędzie wokół brakuje miejsc. W dwóch hotelach tak było, spróbowaliśmy w jeszcze jednym i wolny pokój się znalazł. Godzina jazdy autem zaoszczędzona. Była 2.30. Od samego rana telefony, rozmowy z agentem, praktycznie nie ma wyboru poza lotem do Rio przez Lizbonę. Zatem znów na lotnisko, kolejka, znów 1,5 godziny, dalej mamy tylko bilet na piątek, nic się nie zmieniło. Zgodziliśmy się na tę wcześniejszą Lizbonę, nic nie wymyślimy.
Kasujemy piątkowy lot, idziemy po bagaże, ale ich nie dostajemy, bo linia pracuje od 14. My mamy lot o 17. z innego nowojorskiego lotniska – w Newark. Mówię, że z tym bagażem to jakiś żart, że za chwilę nie zdążę nawet do Lizbony, ale słyszę, że ja nie polecę, ale bagaże polecą do Rio. Skoro tak, to zgoda.