— korespondencja z Lahti
Wstali wpół do szóstej, szybkie przygotowania, śniadanie, autobus z hotelu Scandic w Vierumäki, pół godziny drogi i przyjechali. Mieli skakać o 16., ale organizatorzy wieczorem zmienili harmonogram i zafundowali skoczkom wczesną pobudkę.
Na formę Polaków zmiana nie wpłynęła. Znów ich skoki były powtarzalnie dobre, znów Kamil Stoch skakał najlepiej w dwóch z trzech serii (w trzeciej tym trochę umownym liderem został Niemiec Stefan Layhe). Dla miłośników takich statystyk można podać dokładnie: Stoch – 131,5 (rekord treningów), 126 i 124,5; Kot – 123,5, 124 i 123; Kubacki – 122, 124 i 122; Ziobro – 118,5, 123,5 i 120; Żyła – 119 i 116,5 i 124, tylko Stefan Hula, może nieco pogodzony z rolą stałego rezerwowego ani razu nie przekroczył 120 metrów.
Żeby być dokładnym, pierwsze treningi opuścili w komplecie wszyscy medaliści ze skoczni normalnej; Stefan Kraft, Andreas Wellinger i Markus Eisenbichler, a także niektórzy Japończycy (Daiki Ito, od drugiej serii Noriaki Kasai) , Finowie (Janne Ahonen), paru Kazachów, Rumun i Gruzin.
Wbrew zapowiadanym zakazom wypowiedzi – po skokach wszyscy Polacy przyszli grzecznie do dziennikarzy i krótko powiedzieli, co mają w duszy przed kolejnym konkursem o mistrzostw świata. Oczywiście żadnych wielkich obietnic nie usłyszeliśmy, ale odrobinę podrażnionej dumy, dało się wyczuć.