Kiedy w 2002 roku reprezentacja wróciła na mundial po 16 latach przerwy, w kraju zapanowała euforia. Na mistrzostwa w Korei drużyna Engela awansowała w świetnym stylu – jako pierwszy zespół z Europy, ponosząc tylko jedną porażkę.
Ale im bliżej turnieju, tym atmosfera stawała się gorsza. Nie tylko przez słabe wyniki sparingów (0:2 z Japonią i 1:2 z Rumunią) oraz kłótnie zawodników z PZPN o premie i pieniądze z kontraktów reklamowych. Kontrowersje wzbudziła decyzja o braku powołania Tomasza Iwana.
Engel przyznaje się do błędu
Iwan był wówczas jednym z najważniejszych piłkarzy w kadrze, w dużym stopniu przyczynił się do awansu. Podczas walki o mundial przeniósł się do Trabzonsporu, nie przebił się jednak do składu i był nawet gotowy wrócić do polskiej ekstraklasy. Zaczął treningi z Groclinem Dyskobolią Grodzisk Wlkp., ale ostatecznie trafił do Austrii Wiedeń. I chociaż wchodził tam z reguły na końcowe minuty, to w kadrze zawsze zostawiał serce na boisku. Był dobrym duchem drużyny, należał do grupy trzymającej władzę. Wstawić się za nim próbowali m.in. Jerzy Dudek, Tomasz Wałdoch i Piotr Świerczewski. Bezskutecznie.
Engel przyznał po latach, że popełnił błąd, nie zabierając Iwana do Korei. – Powinien tam pojechać choćby za zasługi – bije się w pierś były selekcjoner.
– Między mną a zarządem PZPN odbyła się długa, bardzo ostra i dość nieprzyjemna dyskusja. Argumenty padały najróżniejsze. I o ile udało mi się obronić kilku innych chłopaków, o tyle w przypadku Iwana tego zrobić się nie udało. Powinienem się postawić. Drugi raz tego błędu bym nie popełnił – tłumaczył Engel w wywiadach i nie ukrywał, że nieobecność Iwana w kadrze miała znaczenie dla atmosfery w zespole.