Jeśli połowa kadry gra w czołowych klubach Premier League, a jedna z gwiazd – Kevin De Bruyne – wyceniana jest na 150 mln euro, drużyna musi być traktowana jako kandydat do medalu.
Problem w tym, że wielkie oczekiwania wobec Belgów kończyły się dotąd równie wielkimi rozczarowaniami. Na mundialu w Brazylii doszli wprawdzie do ćwierćfinału, ale w grupie męczyli się z Algierią, Rosją i Koreą Południową, Amerykanów pokonali w 1/8 finału dopiero po dogrywce, a z Argentyną – późniejszym wicemistrzem świata – przegrywali już po ośmiu minutach.
Euro we Francji mogło być turniejem ich życia, ale po rozbiciu Węgrów zjechali z autostrady prowadzącej do finału i niespodziewanie ulegli Walijczykom. Znów nie weszli do strefy medalowej, wynik przyjęto jak porażkę, trener Marc Wilmots zapłacił posadą.
Drużynę przejął Roberto Martinez i w eliminacjach do mistrzostw świata Belgia straciła tylko dwa punkty. Lepszy bilans mieli jedynie Niemcy, ale trzeba pamiętać, że najgroźniejszym przeciwnikiem Belgii była słaba Grecja.
Czy złote belgijskie pokolenie dorosło wreszcie do sukcesów, czy skończy jako zespół zmarnowanych szans?