W 2015 roku w fazie grupowej Ligi Europy rywalizowały Lech i Legia. Choć odniosły tylko po jednym zwycięstwie, zarobiły po 5 mln euro, a oglądanie w czwartki polskich zespołów było miłym dodatkiem do Ekstraklasy. Nawet jeśli rozgrywki te nie wzbudzały takich emocji jak Liga Mistrzów, do której rok później dostała się Legia.
Trzyletnia pucharowa posucha, przerwana dopiero przed rokiem przez Lecha, kosztowała Polskę spadek w rankingu UEFA i zepchnęła większość naszych drużyn do trzeciego świata, czyli nowo utworzonej Ligi Konferencji. W dodatku w przyszłym sezonie dwa z trzech zespołów Ekstraklasy, które trafią do tych rozgrywek, będą musiały się przebijać już od pierwszej rundy eliminacji.
W tym roku tak wcześnie do walki przystępował tylko Śląsk Wrocław (odpadł w trzeciej rundzie z Hapoelem Beer Szewa), Pogoń Szczecin zaczynała od drugiej rundy (przegrała z NK Osijek). Podobnie jak Raków.
Debiutująca w Europie drużyna z Częstochowy wyrzuciła już za burtę litewską Suduvę Mariampol i Rubin Kazań, a teraz chce sprawić kolejną niespodziankę i pokonać KAA Gent.
Do Belgii poleciała z jednobramkową zaliczką, w pucharach nie straciła jeszcze gola, a do awansu wystarczy jej remis.