[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/01/25/karol-stopa-mali-przegrywaja/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Szkot, choć sam wysoki, zadzierał głowę, by móc patrzeć na mierzącego 206 cm Amerykanina Johna Isnera. Hiszpan dyskomfort miał jeszcze większy, bo Chorwat Ivo Karlović to najwyższy z liczących się na świecie graczy, dokładnie 208 cm. Do niespodzianek nie doszło, lecz faworyci mocno się spocili, a ich gra długo przypominała pracę saperów na polu minowym. Dopiero gdy rozbroili serwisy rywali, mogli zacząć myśleć o sukcesie.
Ludzie wieże bardzo długo traktowani byli na zawodowych kortach niczym osobliwości z wesołego miasteczka. Wzbudzali zaciekawienie swoim wyglądem, ale nikt ich poważnie nie traktował. Pierwsze znaczące sukcesy dryblasów z rakietami miały związek z pojawieniem się metalowych ram. Im więcej siły wkładano w każde uderzenie, tym częściej pojawiali się tenisiści mierzący ponad 190 cm. Kilku z tej grupy (Richard Krajicek czy Goran Ivanisević) doszło do olśniewających rezultatów, a o ich serwisach do dziś krążą legendy.
Podczas minionej dekady poprzeczkę podniesiono po raz kolejny, i to przynajmniej o 15 cm. Szkoleniowcy, którzy jeżdżą na światowe imprezy juniorskie, mówią o zjawisku przypominającym lawinę. Znaleźć dziś w czołówce nastolatków niskiego chłopaka albo dziewczynę, to jak trafić na igłę w stogu siana. Federacje i trenerzy nie chcą się małymi zajmować, bo to strata czasu i pieniędzy.
Dla mnie to zabawne, bo dobrze pamiętam jak w latach 70. wyglądały w moim klubie nabory do sekcji tenisowej. Selekcjonerów interesowała tylko sprawność ogólna, więc dzieci przesadnie niskie albo zbyt wysokie szanse miały zerowe. Znany teoretykom pogląd słynnego trenera lekkoatletów Jana Mulaka, by przede wszystkim szukać tzw. długich dźwigni, jakoś się do tenisowych praktyków nie przebił. Teraz mamy generacje coraz bardziej dorodne, a pokoleniowa średnia wzrostu wciąż pnie się w górę. Na sportowych arenach od dawna nikogo nie dziwią ludzie bardzo wysocy w dyscyplinach zespołowych. Tam, gdzie się – jak w tenisie – walczy solo, padają właśnie ostatnie bastiony.