Przed ogłoszeniem werdyktu widzowie w Prudential Center wstali z miejsc. Sędziowie punktowali 115:113, 116:112, 118:110. Wszyscy dla Polaka. Estrada był wściekły, uważał, że zasłużył na zwycięstwo, i decyzję sędziów nazwał kradzieżą. Adamek mógł odetchnąć z ulgą. Wygrał kolejną walkę, której nie wolno mu było przegrać. To zwycięstwo pozwala marzyć dalej i liczyć przyszłe, zapewne rekordowe, honoraria. Porażka byłaby początkiem końca kariery w najcięższej kategorii.
Widownia była biało-czerwona (sprzedano na ten pojedynek ponad 10 tysięcy biletów), polski hymn odśpiewano a cappella, doping niósł się tak, że nie można było na oczach tych ludzi przegrać. Adamek od 15 miesięcy mieszka z rodziną w stanie New Jersey, walczył u siebie. Był faworytem, ale tylko niepoprawni optymiści liczyli na jego efektowną wygraną przed czasem. Estrada nigdy nie leżał na deskach, a w karierze amatorskiej miał sporo sukcesów. Na zawodowym ringu pokonał go ostatnio znakomity Rosjanin Aleksander Powietkin, ale ta porażka wstydu Estradzie nie przynosi, tym bardziej że pojedynek był wyrównany.
Polak dzień przed walką ważył 100 kg. Estrada – 107,5 kg, choć jest kilka centymetrów niższy. Amerykanin odgrażał się, że ośmieszy Adamka, a ten tylko się uśmiechał, pewny swych umiejętności. Pierwszy do ringu wszedł Estrada, a za nim najlepszy polski pięściarz przy dźwiękach “Nie zapomnij” Funky Polaka.
Dwa lata temu Adamek walczył jeszcze w wadze półciężkiej (79,3 kg). – Teraz ważę stówkę i świetnie się z tym czuję, bo to moja naturalna waga – powtarza bokser z Gilowic. Nie wszyscy podzielali jego dobre samopoczucie. Byli tacy, którzy uważali, że popełnia gruby błąd, decydując się na walki w wadze ciężkiej.
Pierwsze rundy zapowiadały trudny, wyrównany pojedynek. Estrada ruszył do ataku już w pierwszych sekundach, ale Polak nie dał się zaskoczyć. Kolejne starcia w większości należały już do niego. W siódmej rundzie Adamek trafił pod prawy łokieć i Estrada zgiął się z bólu. Kilkanaście minut później, w przerwie między dziewiątą i dziesiątą rundą, Roland Estrada, ojciec i trener Jasona, krzyczał mu do ucha, że musi stawiać wszystko na jedną kartę. – Najlepiej urwij mu głowę – zakończył długą tyradę. I syn bił się do upadłego, jak o życie.