[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/fafara/2010/03/17/goralko-czy-ci-nie-zal/]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]

W wyjaśnienia Morawieckiego nikt rzecz jasna nie wierzył, ale nie dało się ich całkowicie wykluczyć. Kornelia Marek natomiast nie może powiedzieć, że się zamyśliła i nie zauważyła, kiedy w tym czasie jakiś zły człowiek zrobił jej zastrzyk. Albo że ktoś jej podał EPO we śnie. Specjaliści od walki z dopingiem twierdzą stanowczo, że nie ma takiej możliwości, by sportowiec nieświadomie przyjął erytropoetynę.

Kornelia Marek musiała więc to wiedzieć, ale ona oczywiście idzie w zaparte i powiada, że nie miała o niczym pojęcia. Ciekawi człowieka w tej sytuacji, jak to się naprawdę odbyło i kto przyłożył rękę do wpadki narciarki. Prawdziwe historie Jarosława Morawieckiego, pływaczki Alicji Pęczak, Antoniego Niemczaka, Kornelii Marek i wielu innych, zebrane w książce, stałyby się na pewno bestsellerem. Wątpię jednak, by się takowy kiedykolwiek ukazał.

Same okoliczności zastosowania dopingu przez Kornelię Marek, choć intrygujące, nie są tu jednak najważniejsze. Bardziej istotne jest w tym wszystkim przesłanie, że sportowcy, mimo zaostrzonych kontroli, mimo ogromnych pieniędzy przeznaczanych na walkę z dopingiem, wciąż próbują pójść drogą na skróty. Nie chce mi się wierzyć, że Kornelia Marek jest jedyną uczestniczką igrzysk w Vancouver, która stosowała doping. Ona zrobiła to nieudolnie, inni – podejrzewam – bardziej fachowo. W twierdzeniu, że EPO to loteria, zawarta jest przecież informacja, że obok tych, którzy wpadają podczas kontroli, są też tacy, którym udaje się uniknąć kary. Zabawa w policjantów i złodziei wciąż trwa.

Pokusa musi być ogromna, skoro sportowcy i ich opiekunowie mimo wszystko ryzykują. Kornelia Marek położyła na szali stypendium, reputację i kilka lat dobrze się zapowiadającej kariery. Góralko, czy ci nie żal?