Uczestnikami tego turnieju są Amerykanie Andre Dirrell, Andre Ward i Allan Green, Ormianin Artur Abraham, Duńczyk Mikkel Kessler i Brytyjczyk Carl Froch. Z gry wypadł znokautowany przez Abrahama inny amerykański pięściarz Jermain Taylor, którego zastąpił Green. Do półfinałów awansuje czterech z największą liczbą punktów.
Dla Dirrella, medalisty igrzysk w Atenach (2004), walka z Abrahamem to pojedynek o przyszłość. Ma za sobą wątpliwą porażkę z Frochem i teraz musi wykorzystać fakt, że pojedynek z Ormianinem rozegrany zostanie na jego terenie. Abraham – podobnie jak Ward, który wygrał przed czasem z Kesslerem – ma na koncie trzy punkty. Froch, zwyciężając Dirrella decyzją sędziów, ma punkt mniej.
W nocy z soboty na niedzielę czasu polskiego w Joe Luis Arena w Detroit nokaut będzie wisiał w powietrzu od pierwszego gongu. Niepokonany Abraham, były mistrz wagi średniej, większość walk kończy przed czasem. Schowany za podwójną gardą czeka na okazję i najczęściej taką dostaje. Jest bardzo silny i pewny siebie. Froch, mistrz organizacji WBC, twierdzi, że wcześniej czy później Abraham dopadnie Dirrella i go znokautuje. Ward, mistrz WBA, uważa, że jego rodak ma szansę na sukces, jeśli będzie konsekwentny od początku do końca tego pojedynku.
– Musi pokonać go szybkością i sprytem, nawet na moment nie może pozwolić sobie na brak koncentracji, bo Abraham tylko na to czeka – mówi Ward, mistrz olimpijski z Aten (Dirrell zdobył tam brązowy medal).
Duńczyk Kessler, były mistrz WBA (stracił tytuł w walce z Wardem), uważa, że walka Dirrella z Abrahamem będzie wyrównana i może skończyć się remisem. Kessler szykuje się do pojedynku z Frochem, który odbędzie się 24 kwietnia. Dwa miesiące później, 19 czerwca, w Oakland Ward zmierzy się z Greenem. To dla niego szczęśliwe miejsce, jego dom. Tam pokonał przed czasem Kesslera, teraz podobnie chce potraktować Greena, ale mocno bijący bokser z Oklahomy myśli podobnie i zapowiada, że do rodzinnej Tulsy wróci z pasem WBA.