W jego domu pod Londynem nie sposób znaleźć choćby jednego trofeum, mistrz przechowuje puchary na strychu willi w Danii. Ma natomiast słabość do białych dywanów, może dlatego, że uprawia czarny sport. Sezon żużlowy w Polsce zaczyna się w poniedziałek.
[b]Rz: Brytyjczycy mawiają: kto żyje nadzieją, tańczy bez muzyki. Podobno pan taki właśnie jest...[/b]
Nicki Pedersen: Codziennie rano wstaję naładowany energią jak beduiński poławiacz pereł, ale dla młodzieży jestem już starcem, który słucha zespołu Queen. Gdy w 2003 roku wygrałem Grand Prix Wielkiej Brytanii na Millennium Stadium w Cardiff, poszedłem w tango na bankiecie. Wskoczyłem na scenę, gdy grano „Dig your own hole” The Chemical Brothers. Potem poprosiłem o „Under pressure”. Wersja z Davidem Bowie jest arcydziełem. Ilekroć goszczę we wschodniej Anglii i przejeżdżam obok stadionu King’s Lynn, zawsze nucę sobie ten kawałek. Niedaleko żużlowego toru, na którym jeździ zespół King’s Lynn Stars, urodził się perkusista Queen Roger Taylor. Przypuszczam, że dzięki jego kompozycjom „Invisible man” i „A kind of magic” pobiłem tam rekord toru.
[b]Obok Jarosława Hampela jest pan największym wśród żużlowców fanem nurkowania...[/b]
Jarek był na gali mistrzów świata w Dubaju w 2003 roku. Gdy prułem fale motorówką i zacząłem podjeżdżać zbyt blisko innych łodzi, ściągnęli mnie na ląd. Nie zdążyłem złapać oddechu, gdy podeszła do mnie muzułmanka i pyta: „Panie Pedersen, nie pojechałby pan na przejażdżkę superszybką łodzią?”. Pokazałem jej telefon komórkowy i mówię: „Miła laleczko, daj odpocząć, moja kobieta siedzi teraz w chłodnej Danii i wysłała mi 30 esemesów podczas wyścigów na wodzie. Weź Hampela”.