Taka furia nie jest w zawodowym tenisie zjawiskiem niespotykanym, wystarczy przejrzeć filmiki na You Tube, a starsi z nas mogą sobie przypomnieć np. Johna McEnroe.

Problem jest tylko jeden: atak furii i co dalej? Johna McEnroe ta złość napędzała, on musiał mieć wroga, wtedy grał najlepiej. Niezłe osiągnięcia w tej specjalności mieli także Marat Safin i Goran Ivanisević, ale regułą to nie jest.

Janowicz pierwszy wielki egzamin z wściekłości zdał, najpierw wrzeszczał, a potem wygrał. Lepiej oczywiście, by mu takie zachowania nie weszły w krew, bo to po prostu nie wygląda dobrze, szczególnie u kogoś, kto dopiero niedawno zaczął grać na głównej tenisowej scenie.

Czyli wypada pana Jerzyka rozgrzeszyć, ale warto też poprosić o małą pokutę np. dobrą i spokojną grę w Pucharze Davisa na początku lutego we wrocławskiej Hali Stulecia. A zatroskanym o wizerunek polskiego tenisisty można przypomnieć, że John McEnroe, Jimmy Connors czy Ilie Nastase - dziś szacowni dżentelmeni przyjmowani na salonach - zachowywali się jak wioskowe chamy i wszystko im wybaczono, bo wygrywali.

Oby Janowicz skończył tak samo, jeśli już musi się wściekać.