Widzę tylko najbliższy mecz

Agnieszka Radwańska po zwycięstwie nad Aną Ivanović

Publikacja: 21.01.2013 00:57

Agnieszka Radwańska

Agnieszka Radwańska

Foto: AFP

Ana Ivanović pokonana po raz piąty, jest trzynaste zwycięstwo w tym roku, wygląda na to, że nie jest pani przesądna?

Agnieszka Radwańska:

Nie jestem przesądna, mówiłam to już przed meczem. Oczywiście łatwo mi nie poszło, zwłaszcza w drugim secie było kilka kluczowych gemów, w których nawet po moich dobrych zagraniach Ivanović odbijała piłki jeszcze lepiej. Najważniejsze było jednak to, że nie straciłam gema przy swoim serwisie.

Statystyki pokazały, że miała pani nie tylko skuteczny serwis, ale także forehand...

Rzadko patrzę w statystyki. Raczej odbieram mecz intuicyjnie. W pojedynku z Serbką czułam, że mam dobry serwis, ale w zasadzie mój tenis nie ma już wielu poważnych luk.

Czemu pani firmowych skrótów było tak niewiele?

Z tego powodu, że w grze wciąż przeszkadza wiatr i w tych warunkach to nie było pewne uderzenie. Za dnia jest spokojnie, ale grałam po raz pierwszy wieczorem i wiatr jakby się zbudził.

Ana Ivanović miała za sobą publiczność w Melbourne, ma tu krewnych i wsparcie licznej emigracji. Prowokowało to panią do jeszcze lepszej gry?

Tak bardzo tego dopingu dla rywalki nie słyszałam, wydawało mi się raczej, że krzyków polskich i innych było pół na pół. Doping jest ważny, ale bez przesady, mecze wygrywam sama.

Czy ćwierćfinał z Na Li będzie podobny do waszego niedawnego meczu w Sydney?

To inny turniej, trochę inne korty i zupełnie inny mecz. Chinka w zasadzie nie schodzi poniżej pewnego poziomu, nie można liczyć, że popsuje, wiele piłek. To nie ta kategoria. Spodziewam się jej solidnego tenisa, od początku do końca meczu. Nie dostanę nic za darmo, będzie dużo biegania, zmęczenie, wyleję sporo potu.

Pamięta pani poprzednie trzy ćwierćfinały Australian Open, z Danielą Hantuchovą, Kim Clijsters i Wiktorią Azarenką? Który był najtrudniejszy?

Pamiętam je wszystkie doskonale, ale nie wiem, który tak można ocenić. Wiem, że w ćwierćfinale nie ma już przypadkowych rywalek.

O 26 stycznia, dniu kobiecego finału i przy okazji święcie narodowym Australii, na razie pani nie myśli?

Od tego dnia dzielą mnie jeszcze dwa wygrane mecze, a ja mam zasadę, że widzę przed sobą tylko ten jeden, najbliższy.

Traktuje pani poważnie zainteresowanie kibiców swoją osobą, zwłaszcza różne plebiscyty sportowe?

To raczej zabawa, choć miło mi, że mogę konkurować z osobami, które są najlepsze w tym, co robią. Ale nie przeżywam tego, nie myślę, czy jestem pierwsza, piąta, czy nie ma mnie w dziesiątce. Mam jednak swoją prywatną listę, zwykle zupełnie inną od tej oficjalnej.

—w Melbourne wysłuchał Tomasz Lorek

Ana Ivanović pokonana po raz piąty, jest trzynaste zwycięstwo w tym roku, wygląda na to, że nie jest pani przesądna?

Agnieszka Radwańska:

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Sport
Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu
Sport
Pomoc przyszła od państwa. Agata Wróbel z rentą specjalną
Sport
Zmarł Andrzej Kraśnicki. Człowiek dialogu, dyplomata sportu
SPORT I POLITYKA
Kto wymyślił Andrzeja Dudę w MKOl? Radosław Piesiewicz zabrał głos
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448410;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
PKOl ma nowego sponsora. Radosław Piesiewicz obiecuje, że to dopiero początek