Byłem przekonany, że nie ma już w polskim futbolu ludzi, którzy zechcą zatrudnić Janusza Wójcika. Że nie będzie popytu na takich trenerów. Niestety, właściciel Widzewa Sylwester Cacek dał dowód albo całkowitej ignorancji, albo wyjątkowej obłudy, zwłaszcza po swoim wystąpieniu na zjeździe PZPN, kiedy przedstawiał pomysły walki z korupcją.

Wójcik kojarzy się ze wszystkim, co sprawiło, że nasz ligowy futbol ma dziś tak fatalną opinię: podejrzanym wynikiem Legii w meczu kończącym sezon 1993, przyzwoleniem na pijaństwo piłkarzy, jeżdżeniem w stanie upojenia alkoholowego samochodem po torach tramwajowych (był wtedy posłem „Samoobrony”), przychodzeniem w stanie nietrzeźwym na konferencje prasowe, domaganiem się pieniędzy ponad przyzwoitość (stąd jego słynne powiedzenie „Kasa, Misiu, kasa”), zatrudnianiem się w klubach na kilka tygodni, wbrew zasadom kodeksu trenerskiego.

To ironia losu, że Widzew pozbył się jako współwłaściciela Wojciecha Szymańskiego, przez którego korupcyjną działalność ma teraz kłopoty, a zatrudnił Janusza Wójcika, który był trenerem Świtu Nowy Dwór, kiedy sponsorował go Szymański.

Bolesne jest też to, że Wójcik zajął miejsce Marka Zuba, trenera uczciwego i kulturalnego, którego chamska część widzewskiej widowni wyzywała od najgorszych. Teraz będą mieli trenera na miarę oczekiwań. Decyzja Sylwestra Cacka to porażka wszystkich, którzy czekają na prawdziwą odnowę polskiej piłki.