Euro 1960 i 1964: nowy turniej w powojennym nowym świecie

Ta impreza ma już blisko pół wieku. Nim stała się turniejem porównywalnym z mundialem, przeszła trudną drogę, na początku której było powstanie UEFA

Publikacja: 29.04.2008 01:25

Euro 1960 i 1964: nowy turniej w powojennym nowym świecie

Foto: Reporter

UEFA, czyli Europejska Unia Piłkarska, jedna z najbardziej rozpoznawalnych organizacji, wchodzących w skład federacji światowej, czyli FIFA, powstała dopiero w roku 1954, niemal 40 lat po południowoamerykańskiej i w tym samym roku co azjatycka. Na pierwszy rzut oka to dziwne, ale była w tym pewna logika.

Jules Rimet, Francuz nazywany „ojcem mundiali”, rządził w FIFA żelazną ręką przez 33 lata (1921 – 1954). Miał zasługi, których nikt mu nie odbiera, ale bał się, że ktoś może podkopać jego pozycję. Z tego powodu nie zachęcał zadufanych w sobie federacji brytyjskich, aby wreszcie zostały członkami FIFA (stało się to dopiero w roku 1946), i nie uważał za stosowne zakładanie organizacji na Starym Kontynencie. Wychodził z założenia, że skoro władze FIFA składają się w większości z Europejczyków, to futbolowe interesy tej części świata są chronione. Powoływanie nowej federacji byłoby dublowaniem FIFA i zagrożeniem dla niej.

17 drużyn zgłosiło się do pierwszych mistrzostw Europy

Jego opinii nie podzielało wielu działaczy, ale pozycja Rimeta była przez lata niezagrożona, a jego słowo – święte. Sytuacja uległa zmianie dopiero w roku 1954. Rimet miał już wówczas 81 lat, rezygnował ze stanowiska i do głosu doszli jego co ambitniejsi podwładni. Jednym z nich był Henri Delaunay.

Kiedy w roku 1919 Rimet objął stanowisko prezydenta Francuskiej Federacji Futbolu, wybrał Delaunaya na jej sekretarza generalnego, a ten był nim nieprzerwanie przez 36 lat! Delaunay, młodszy o dziesięć lat, nie tylko wywiązywał się z zadań wzorowo, ale przedstawiał też własne pomysły.

Jeden z nich, z roku 1927, zakładał przeprowadzenie mistrzostw Europy. Rimet nie mógł się na to zgodzić. Był wtedy zaangażowany w walkę o mistrzostwa świata, toczył boje z Brytyjczykami, którzy pomysł turnieju w Europie mogliby wykorzystać dla swoich celów. Idea upadła.

Powrócono do niej ćwierć wieku później. Najpierw należało jednak powołać do życia UEFA. Nastąpiło to 25 czerwca 1954 roku w Bazylei. Było w tej dacie coś z symbolu. Do spotkania działaczy doszło przy okazji rozpoczynających się mistrzostw świata, na których żegnano Rimeta, a wraz z nim zgrzybiałe koncepcje nieprzystające do nowego, powojennego świata. Delaunay, który został pierwszym sekretarzem generalnym UEFA, powrócił do swojego pomysłu europejskiego turnieju. Mniej więcej w tym samym czasie inny Francuz, dziennikarz Gabriel Hanot, przedstawił propozycję rozgrywania meczów pomiędzy mistrzami lig w swoich krajach, co stało się zaczątkiem obecnej Ligi Mistrzów. Takie były korzenie dzisiejszej futbolowej Europy.

Futbol wjechał na owe tory, które jednak ciągle trzeba było budować. Entuzjazm Delaunaya (zmarł w roku 1955, jego miejsce w UEFA zajął syn Pierre) i Hanota nie udzielił się całej Europie. Do pierwszych rozgrywek ówczesnej Ligi Mistrzów przystąpiło zaledwie 16 klubów, a niektóre trzeba było o to prosić (Chelsea odmówiła, więc jej miejsce zajęła warszawska Gwardia). Z mistrzostwami Europy, nazywanymi wówczas Pucharem Europy Narodów, było podobnie. Mistrz świata – Niemcy – nie przystąpił do rywalizacji. Anglia i Włochy także.

Dostrzegły natomiast swoją szansę kraje Europy Wschodniej chcące zaistnieć w powojennej rzeczywistości. Sport nadawał się do tego szczególnie. W mało której dziedzinie życia tzw. kraje socjalistyczne mogły wykazać swoją wyższość nad Zachodem. Wśród 17 reprezentacji zgłoszonych do pierwszych mistrzostw osiem pochodziło z Europy Wschodniej, a trzy znalazły się w finałowej rozgrywce.

Nadzieje krajów socjalistycznych na sukces rozbudziły mistrzostwa świata w Szwajcarii i trzy kolejne powojenne igrzyska olimpijskie. Węgrzy mieli na początku lat pięćdziesiątych najlepszą drużynę na świecie, legendarną Złotą Jedenastkę. Wprawdzie w finale mundialu doznali sensacyjnej porażki z Niemcami, ale przez kilka lat udowadniali, że metody oparte na „państwowym amatorstwie” w starciu z zawodowcami z Zachodu mogą przynieść sukces.

Węgrzy zdobyli złoty medal olimpijski w Helsinkach (1952). Jugosławia zagrała w czterech kolejnych finałach olimpijskich – od Londynu (1948) po Rzym (1960) – i dopiero w tym ostatnim zwyciężyła. Na mundialu w roku 1954 odpadła w ćwierćfinale, w latach 50. była potęgą światową. Mistrzami olimpijskimi w Melbourne (1956) zostali piłkarze Związku Radzieckiego. Także Czechosłowacja miała drużynę, z którą należało się liczyć.

W eliminacjach mistrzostw Europy 1960 los zetknął Rosjan z Węgrami, co dwa lata po rewolucji węgierskiej łączyło się ze postawieniem na nogi milicji w Budapeszcie. W zespole węgierskim nie było już większości piłkarzy „Złotej jedenastki” i obydwa mecze zakończyły się zwycięstwem ZSRR.

W następnej rundzie Rosjanie mieli zmierzyć się z Hiszpanami. Byłby to, być może, wielki mecz. Związek Radziecki miał świetnych piłkarzy. Reprezentację Hiszpanii tworzyli zawodnicy przede wszystkim Barcelony i Realu Madryt – najlepszej drużyny klubowej świata, która przez pięć kolejnych lat (1956 – 60) zdobywała europejski Puchar Mistrzów. Ale nie pierwszy i nie ostatni raz w historii piłki nożnej na boisko wkroczyła polityka.

Stosunki między Hiszpanią Francisco Franco a komunistycznym Związkiem Radzieckim nie istniały i generał osobiście zakazał piłkarzom wyjazdu do Moskwy, a potem odmówił goszczenia obywateli ZSRR w Madrycie. UEFA przyznała Związkowi Radzieckiemu walkowery w obydwu meczach i w ten sposób jego drużyna znalazła się w finałach.

Gospodarzem pierwszego turnieju była Francja, a czterej finaliści (ZSRR, Jugosławia, Czechosłowacja i Francja) rozegrali zaledwie cztery mecze na dwóch stadionach – w Paryżu i Marsylii. Francuzi przeżyli duże rozczarowanie. Byli trzecią drużyną świata, mieli w składzie tak wspaniałych graczy jak Jean Vincent i Maryan Wisnieski (chociaż brakowało Raymonda Kopy i Justa Fontaine’a), a mimo to przegrali obydwa mecze – z Jugosławią 4: 5 (po fatalnych błędach bramkarza Georgesa Lamia) i Czechosłowacją.

Pierwszym mistrzem został Związek Radziecki, który jednak do pokonania Jugosławii (2: 1) potrzebował aż 120 minut. O zwycięstwie zadecydował strzał głową Wiktora Poniedielnika w 113. minucie. Piłkarze Jugosławii powetowali sobie te straty dokładnie dwa miesiące później, kiedy grając prawie w takim samym składzie, zdobyli w Rzymie olimpijskie złoto.

Wprawdzie od roku 1960 do1964 w polityce niewiele się zmieniło, w Hiszpanii nadal rządził Franco, a w Związku Radzieckim kończył się czas Nikity Chruszczowa, ale w stosunkach futbolowych można było zacząć mówić o powrocie do normalności. Gospodarzami drugich finałów była Hiszpania i los sprawił, że w decydującym meczu spotkała się z ZSRR. Tym razem mecz się odbył.

Rosjanie wciąż mieli bardzo dobrych zawodników. Wprawdzie z drużyny sprzed czterech lat zostało tylko trzech – bramkarz Lew Jaszyn oraz dwaj napastnicy, Walentin Iwanow i Wiktor Poniedzielnik – ale doszli ci, którzy wkrótce staną się znani: obrońca Albert Szestierniew, pomocnik Walerij Woronin i skrzydłowy Igor Czislenko.

Pasmo sukcesów Realu należało do przeszłości, ale hiszpańską reprezentację nadal tworzyli przede wszystkim zawodnicy tego klubu i Barcelony. Najlepszy z Hiszpanów – Luis Suarez bronił jednak barw Interu Mediolan, klubu, który w tym czasie dwa razy z rzędu zdobywał Puchar Mistrzów.

Mecz finałowy odbył się na Stadionie im. Santiago Bernabeu w Madrycie w obecności ponad 100 tysięcy widzów, w tym patrona areny i generała Franco. Żaden z późniejszych finałów nie zgromadził takiej widowni. Transmitowała go Telewizja Polska, co na tamte czasy było wydarzeniem.

Zapewne nie bez znaczenia w tej sprawie był fakt, że w finale wystąpił Związek Radziecki, z dużymi szansami na zwycięstwo. Mecz był rzeczywiście bardzo wyrównany, a decydujący gol padł dopiero sześć minut przed końcem. Strzelił go głową napastnik Marcelino z Realu Saragossa i Hiszpanie wygrali 2: 1.

To jedyne zwycięstwo, jakie Hiszpania wywalczyła w turnieju najwyższej rangi. Nigdy później tego sukcesu nie powtórzyła, a jej dokonania w rozgrywkach o Puchar Świata są mizerniejsze od tych, jakie ma Polska. Mimo że w Hiszpanii są Real i Barcelona.

W drugim turnieju o Puchar Narodów wzięło już udział 28 reprezentacji na 32 zrzeszone w UEFA. Nadal udziału w mistrzostwach odmawiała Republika Federalna Niemiec, ale i to wkrótce się zmieni. A także nazwa imprezy. Od roku 1968 będą to już mistrzostwa Europy.

Tylko ich patron pozostanie ten sam. Puchar dla zwycięzcy nosi wciąż imię Henri Delaunaya.

W eliminacjach do pierwszych mistrzostw Polacy mieli pecha. Trafili na Hiszpanów i mogli przestać marzyć o zwycięstwie. Stadion Śląski zobaczył największe gwiazdy europejskiego futbolu – Alfredo di Stefano, Luisa Suareza (obydwaj strzelili po dwie bramki), Francisco Gento, Juana Segarrę, Antonio Ramalletsa, Enrique Mateosa... Ich trenerem był Helenio Herrera. Hiszpanie wygrali 4:2. Bramki dla Polaków strzelili Ernest Pol i Lucjan Brychczy, którego po meczu namawiano na wyjazd do Hiszpanii. Podobno zainteresowanie świetnym technicznie Polakiem z Legii wykazywały nawet Real i Barcelona, ale wyjazd w tamtych latach był niemożliwy. Rewanż na Santiago Bernabeu (0:3, pierwszy raz przy sztucznym świetle) pozostaje wciąż jedynym występem reprezentacji Polski na tym stadionie.

Przed następnymi finałami doznaliśmy sporego zawodu. Polacy dwukrotnie przegrali z Irlandią Północną 0:2. Bramki wbijali nam znani piłkarze – w Chorzowie Derek Dougan, który po latach zostanie szefem związku zawodowego angielskich piłkarzy, a w Belfaście Billy Bingham. On z kolei zasłynie jako trener, który dwukrotnie doprowadzi Irlandię Północną do finałów mundiali (1982 i 1986).

UEFA, czyli Europejska Unia Piłkarska, jedna z najbardziej rozpoznawalnych organizacji, wchodzących w skład federacji światowej, czyli FIFA, powstała dopiero w roku 1954, niemal 40 lat po południowoamerykańskiej i w tym samym roku co azjatycka. Na pierwszy rzut oka to dziwne, ale była w tym pewna logika.

Jules Rimet, Francuz nazywany „ojcem mundiali”, rządził w FIFA żelazną ręką przez 33 lata (1921 – 1954). Miał zasługi, których nikt mu nie odbiera, ale bał się, że ktoś może podkopać jego pozycję. Z tego powodu nie zachęcał zadufanych w sobie federacji brytyjskich, aby wreszcie zostały członkami FIFA (stało się to dopiero w roku 1946), i nie uważał za stosowne zakładanie organizacji na Starym Kontynencie. Wychodził z założenia, że skoro władze FIFA składają się w większości z Europejczyków, to futbolowe interesy tej części świata są chronione. Powoływanie nowej federacji byłoby dublowaniem FIFA i zagrożeniem dla niej.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Sport
Wielki sport w 2025 roku. Co dalej z WADA i systemem antydopingowym?
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Sport
Najważniejsze sportowe imprezy 2025 roku. Bez igrzysk też będzie ciekawie
Sport
Wielki sport w 2025 roku. Kogo jeszcze kupi Arabia Saudyjska?
Sport
Sportowcy kontra Andrzej Duda. Prezydent wywołał burzę i podzielił środowisko
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay