Euro 2004: wielkie greckie wesele

Lubimy wspominać ten turniej z dwóch powodów: Portugalia mimo wielkiego opóźnienia w przygotowaniach zdążyła z organizacją, a tytuł wywalczyli Grecy – głównie dzięki pracy, a bez wielkich gwiazd

Publikacja: 09.05.2008 00:57

Euro 2004: wielkie greckie wesele

Foto: AP

Przed turniejem na Greków nie stawiał nikt, po turnieju mało kto cieszył się, że zwyciężyli. Byli drużyną grającą chyba najbrzydszy futbol spośród zwycięzców wszystkich finałów mistrzostw Europy.

Turniej w 2004 roku dla wielu kibiców był wielkim rozczarowaniem. Pytano, czy futbol doszedł do ściany, czy aby ratować imprezy wielkiej rangi, nie należałoby skrócić sezonów ligowych. Luis Figo przed przyjazdem na turniej rozegrał 64 mecze w barwach Realu Madryt, Raul tylko o jeden mniej. Zmęczeni Francuzi grali tak, jakby marzyli tylko o szybkim wyjeździe na urlopy.

Tymczasem Angelos Charisteas w całym sezonie poprzedzającym mistrzostwa w Werderze Brema po boisku biegał tylko 887 minut, Traianos Dellas nie mieścił się w składzie Romy, a Giorgios Karagounis rzadko grywał w Interze Mediolan. Mistrzami Europy zostali rezerwowi ułożeni w prawdziwą drużynę przez Otto Rehhagela, bez wątpienia największą gwiazdę tej reprezentacji.

Już mecz otwierający turniej dawał do myślenia. Grecy pokonali Portugalię, która za sprawą schodzącego powoli ze sceny pokolenia młodzieżowych mistrzostw świata z 1991 roku, miała wreszcie sięgnąć po jakieś trofeum. Ale już dwie kolejne potyczki w grupie (remis z Hiszpanią i przegrana z Rosją) nie świadczyły o mistrzowskiej formie Greków. Drużyna Rehhagela awansowała jednak do ćwierćfinału.

W fazie grupowej, podobnie jak cztery lata wcześniej, rozczarowali Niemcy. Co prawda trafili do „grupy śmierci”, bo Czechy i Holandia miały aspiracje na złoto, jednak remis z debiutującą na wielkiej imprezie Łotwą stanowił powód do wstydu.

Skandalem kończyła się rywalizacja w grupie C. W ostatnim meczu Danii i Szwecji wystarczał remis, by wspólnie awansować do kolejnej fazy, a w przypadku zwycięstwa jednej z drużyn, awansowaliby Włosi. Zgodnie z oczekiwaniami mecz zakończył się wynikiem remisowym, jednak, jeżeli rzeczywiście był ustawiony, to poziom aktorstwa Skandynawów stał na najwyższym światowym poziomie: wiele strzałów, efektownych zagrań i wreszcie gol Mattiasa Jonsona dla Szwedów ustalający wynik spotkania na 2:2 strzelony w ostatniej minucie.

Włosi nie mieli żadnych dowodów na ustawienie meczu przez rywali, mieli jednak wystarczające powody, by taktykę polegającą przede wszystkim na bronieniu własnej bramki uznać za przestarzałą i zwolnić Giovanniego Trapattoniego. Przed turniejem traktowani byli jako jedni z faworytów, odpadli, mimo że nie przegrali meczu.

Największym rozczarowaniem okazał się szykowany na lidera drużyny Francesco Totti. W pierwszym meczu grupowanym z Danią opluł Christiana Poulsena i chociaż w trakcie gry sędzia Mejuto Gonzalez tego nie zauważył, UEFA wyciągnęła wnioski następnego dnia. Totti zawieszony został na trzy mecze, nie wystąpił do końca turnieju.

Tylko rundę dłużej grali Francuzi i Anglicy, którzy spotkali się ze sobą w fazie grupowej. Piłkarze Svena Gorana Erikssona prowadzili jeszcze w doliczonym czasie gry 1:0. Szwed zdejmował kolejnych ofensywnych graczy, wprowadzając za nich obrońców. W pierwszej i trzeciej minucie po upływie regulaminowych 90 minut Zinedine Zidane dwukrotnie pokonał Davida Jamesa. Z tej porażki Eriksson nie wyciągnął jednak żadnych wniosków. W ćwierćfinale z Portugalią jego piłkarze znowu szybko objęli prowadzenie, a później z boiska zdjęci zostali Paul Scholes i Steven Gerrard. Gospodarze turnieju wyrównali, a mecz okazał się najbardziej widowiskowy w rozgrywkach. Zawodnicy Luiza Felipe Scolariego za sprawą Rui Costy objęli prowadzenie w dogrywce, jednak pięć minut przed końcem bramkę dla Anglii zdobył Frank Lampard. Rzuty karne wykreowały piłkarza, który przeszedł do historii.

Portugalski bramkarz Ricardo dla Anglików jest przekleństwem. W ostatniej serii obronił strzał Dariusa Vassella, a chwilę później sam wykorzystał decydujący rzut karny. Wcześniej posłana w trybuny piłka po strzale Davida Beckhama okazała się najdroższą na świecie. Kibic Pablo Carral sprzedał ją na internetowej aukcji za blisko 25 tysięcy euro.

Dwa lata później Ricardo znowu upokorzył Anglików, tym razem jako pierwszy bramkarz w historii mistrzostw świata, który obronił trzy rzuty karne w jednym meczu.

839 mln euro zarobili Portugalczycy, choć przed turniejem prawie ze wszystkim byli spóźnieni

Na Euro 2004 rozczarowali także Francuzi. Jacques Santini, który swoje odejście ogłosił jeszcze przed rozpoczęciem turnieju, nie potrafił zmobilizować starych mistrzów do kolejnego wyzwania. Po turnieju w Holandii i Belgii, w którym Francuzi zdobyli złoty medal, napastnik Christophe Dugarry sugerował, że w przyszłości w reprezentacji powinni grać już nowi piłkarze.

Na kolejnych dwóch turniejach swoimi występami Francuzi przyznawali mu rację. W Portugalii zostali wyeliminowani przez Grecję. Wynik 0:1, taki sam jak wszystkich spotkań przeciwko drużynie Rehhagela w fazie pucharowej.

W półfinale Grecy jako jedyni w wykorzystali zasadę „srebrnego gola”. Średnio udana nowinka w przepisach polegająca na tym, że sędzia kończy dogrywki już po ich pierwszej części, jeśli któraś z drużyn wyszła na prowadzenie, weszła w życie w finale Pucharu UEFA w 2003 roku, a zniesiono ją – po zakończeniu Euro.

Grecy pokonali w ten sposób jedną z najbardziej ofensywnych drużyn turnieju – Czechy. W drugim półfinale odpadli Holendrzy, przegrywając 1:2 z Portugalią.

Finał był więc powtórką meczu otwarcia. Tak jak z Francją, zwycięskiego gola strzelił głową Charisteas. W Atenach bohaterów witało ponad 100 tysięcy Greków. Po turnieju podstawowi piłkarze reprezentacji Grecji wrócili do pierwszych składów drużyn klubowych, ale tylko na chwilę.

Na turnieju w Portugalii, choć wielcy rozczarowali, pokazało się światu kilka nowych talentów. Przede wszystkim trzech dwudziestolatków – Cristiano Ronaldo, Wayne Rooney i Arjen Robben. Wszyscy stali się gwiazdami europejskiej piłki. Rooney już w Portugalii został wicekrólem strzelców i być może gdyby nie kontuzja w ćwierćfinale Anglia mogłaby walczyć o medal.

Trzech półfinalistów sprzed czterech lat do tegorocznego turnieju przystąpi z tymi samymi trenerami: Grecy z Rehhagelem, Portugalczycy ze Scolarim, a Czesi z Karelem Bruecknerem.

Portugalczycy z roli organizatora mistrzostw wywiązali się bez zarzutu, mimo że ledwie zdążyli z budową dróg i stadionów. Inwestycje w infrastrukturę wyniosły miliard euro, z czego ponad połowa pochodziła z kredytów. Chociaż rok 2004 w portugalskiej gospodarce był doskonały, błędem okazało się rozgrywanie meczów aż na dziesięciu stadionach – w większości budowanych od podstaw.

Obiekty w Bradze czy Leirii mieszkańcy regionu spłacać będą jeszcze ponad 20 lat, tymczasem na mecze ligowe przychodzi tam po kilkuset widzów. W Faro nie ma nawet drużyny, która rozgrywałaby tam swoje spotkania.

Sukcesem Portugalczyków była sprzedaż 94 procent biletów. W czasie mistrzostw Portugalię odwiedziło ponad 600 tysięcy kibiców, którzy nie tylko chodzili na mecze, ale także korzystali z plaż na południu kraju, wydając średnio 1320 euro. Na organizacji turnieju gospodarze zarobili 839 milionów euro, z czego na samych pamiątkach z oficjalnym logo – blisko 20.

Żaden z greckich złotych medalistów niczym się nie wyróżnił. Mistrzostw nie wygrały gwiazdy, tylko drużyna, którą zbudował niemiecki trener. Rehhagel nie wymyślił nowej taktyki.

Grecy grali piłkę nudną, jednak w przeciwieństwie do faworytów potrafili trafić z formą na czas.

Niemiecki trener przyjechał do Grecji w 2001 roku i w pierwszym spotkaniu pod jego wodzą drużyna przegrała na własnym boisku 1:5 z Finlandią w eliminacjach mistrzostw świata. Media zaczęły pisać, że 63-latek jest darmozjadem, a praca z grecką reprezentacją to dla niego tylko dobry zarobek w ciepłym klimacie. Rehhagel zaczął jednak budować drużynę na eliminacje do mistrzostw Europy, nie bojąc się odważnych decyzji.

Przede wszystkim wprowadził do drużyny dyscyplinę. Trener miał poparcie federacji, więc piłkarze wiedzieli, że jeśli z nim zadrą, mogą wypaść z reprezentacji nawet na kilka lat.

Rehhagel jako pierwszy trener odważył się też powiedzieć kilka gorzkich słów prezydentom trzech największych klubów – Olympiakosu, Panathinaikosu i AEK Ateny, którzy domagali się obecności swoich zawodników w kadrze. Stwierdził, że u niego grają najlepsi, a nie najpopularniejsi. Przekonał się o tym Grigorios Georgatos, który po tym, jak skrytykował Niemca, został wyrzucony z drużyny i nie dostał już szansy powrotu.

Rehhagel nie bał się też stawiać na piłkarzy rezerwowych nawet w swoich klubach. Pięciu zawodników, którzy zagrali w finale, wiosną poprzedzającą mistrzostwa jeśli występowało w meczach ligowych, to tylko w końcówkach. Trener przekonywał, że problemy kształtują charakter drużyny, że jeśli tak dobrzy piłkarze, jak Charisteas, Vryzas, Karagounis czy Dellas nie cieszą się zaufaniem trenerów klubowych, to jemu odpada cała praca motywacyjna na turnieju – bo wiadomo, że ci zawodnicy będą chcieli pokazać swoje umiejętności całej Europie.

Eliminacje Grecja wygrała, wyprzedzając w grupie Hiszpanię i Ukrainę. Później Rehhagel stał się pierwszym trenerem, który, prowadząc zagraniczną drużynę, zdobył tytuł mistrza Europy.

Złota, chociaż w brzydkim stylu, Grecy nie wygrali jednak przypadkowo: dwukrotnie pokonali przecież gospodarzy Portugalczyków, wyeliminowali obrońców trofeum Francuzów i głównych faworytów – Czechów.

Sukces reprezentacji nie zmienił sytuacji greckich piłkarzy w klubach. Rehhagel ciągle pracuje z drużyną. Nie udało mu się wywalczyć awansu na mistrzostwa świata, ale w czerwcu na boiskach Austrii i Szwajcarii będzie bronił tytułu.

koło

Po nieudanych mistrzostwach świata w Korei i Japonii na stanowisku selekcjonera Jerzego Engela zastąpił Zbigniew Boniek. W eliminacjach mistrzostw Europy prowadził jednak Polaków tylko w dwóch meczach: zwycięskim 2:0 w San Marino i przegranym 0:1 z Łotwą w Warszawie.

Przyczyny rezygnacji Bońka tak naprawdę nigdy nie zostały wyjaśnione. Mieszkający we Włoszech były piłkarz i biznesmen, bo trenerem trudno go nazywać, uzasadniał ją względami osobistymi.

Kadrę po Bońku przejął Paweł Janas, jednak nie udało mu się wywalczyć pierwszego awansu na mistrzostwa Europy. Na drodze znowu stanęli nam Szwedzi. W eliminacjach do poprzedniego turnieju kadra Janusza Wójcika przegrała z nimi oba mecze, nie strzelając żadnego gola, tracąc trzy. Teraz było jeszcze gorzej, bo w Solnej przegraliśmy 0:3, a w Chorzowie 0:2.

Do Szwedów nasi piłkarze mieli jednak pretensje o co innego. W ostatniej rundzie kwalifikacji po raz pierwszy wygraliśmy z Węgrami w Budapeszcie, po dwóch akcjach Grzegorza Rasiaka z Andrzejem Niedzielanem, i liczyliśmy na to, że Szwedzi gładko wygrają u siebie z Łotwą. Ponieważ rewanż z Łotyszami w Rydze wygraliśmy, sukces Szwedów dawałby nam możliwość gry na mistrzostwach. Pewni już awansu Skandynawowie przegrali jednak na własnym boisku 0:1.

Mimo porażki w eliminacjach Janas pozostał na stanowisku i doprowadził reprezentację Polski do mistrzostw świata w Niemczech w 2006 roku.

XII Mistrzostwa Europy, Portugalia, 12 czerwca – 4 lipca 2004

Lizbona, Porto, Guimaraes, Coimbra, Leiria, Faro, Aveiro, Braga

Grupa A

• Portugalia - Grecja 1:2 • Hiszpania - Rosja 1:0 • Hiszpania - Grecja 1:1 • Portugalia - Rosja 2:0 • Portugalia - Hiszpania 1:0 • Rosja - Grecja 2:1

Grupa B

• Chorwacja - Szwajcaria 0:0 • Francja - Anglia 2:1 • Anglia - Szwajcaria 3:0 • Chorwacja - Francja 2:2 • Francja - Szwajcaria 3:1 • Anglia - Chorwacja 4:2

Grupa C

• Dania - Włochy 0:0 • Szwecja - Bułgaria 5:0 • Dania - Bułgaria 2:0 • Włochy - Szwecja 1:1 • Włochy - Bułgaria 2:1 • Dania - Szwecja 2:2

Grupa D

• Czechy - Łotwa 2:1 • Niemcy - Holandia 1:1 • Niemcy - Łotwa 0:0 • Czechy - Holandia 3:2 • Czechy - Niemcy 2:1 • Holandia - Łotwa 3:0

Ćwierćfinały

• Portugalia - Anglia 2:2 (dogrywka, karne 6:5)

• Grecja - Francja 1:0

• Holandia - Szwecja 0:0 (dogrywka, karne 5:4)

• Czechy - Dania 3:0

Półfinały

• Portugalia - Holandia 2:1 • Grecja - Czechy 1:0 (po dogrywce, “srebrny gol”)

Finał

Lizbona, 4.07., Estadio da Luz

Portugalia - Grecja 0:1 (0:0)

Bramka: A. Charisteas (57). Sędziował M. Merk (Niemcy). Widzów 65 tys.

Portugalia: Ricardo - Miguel (44, Paulo Ferreira), Ricardo Carvalho, Jorge Andrade, Nuno Valente - Figo, Costinha (61, Rui Costa), Maniche, Deco, Cristiano Ronaldo - Pauleta (74, Nuno Gomes)

Grecja: Nikopolidis - Seitaridis, Kapsis, Dellas, Fyssas - Giannakopoulos (76, Venetidis), Zagorakis, Basinas, Katsouranis - Charisteas, Vryzas (81, Papadopoulos)

Przed turniejem na Greków nie stawiał nikt, po turnieju mało kto cieszył się, że zwyciężyli. Byli drużyną grającą chyba najbrzydszy futbol spośród zwycięzców wszystkich finałów mistrzostw Europy.

Turniej w 2004 roku dla wielu kibiców był wielkim rozczarowaniem. Pytano, czy futbol doszedł do ściany, czy aby ratować imprezy wielkiej rangi, nie należałoby skrócić sezonów ligowych. Luis Figo przed przyjazdem na turniej rozegrał 64 mecze w barwach Realu Madryt, Raul tylko o jeden mniej. Zmęczeni Francuzi grali tak, jakby marzyli tylko o szybkim wyjeździe na urlopy.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Sport
Wielkie Serce Kamy. Wyjątkowa nagroda dla Klaudii Zwolińskiej
Sport
Manchester City kontra Real Madryt. Jeden procent nadziei
Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni