Tłumaczenie jest to samo, jak po kiepskim meczu kontrolnym z FC Schaffhausen: Polacy są zmęczeni, bo na razie budują tylko siłę, nie pracują nad taktyką i szybkością. Piłkarze Leo Beenhakkera chyba nie spodziewali się jednak, że Macedonia zagra tak ambitnie. Trener Polaków stwierdził nawet, iż rywale grali tak, jakby ciągle wierzyli, że mogą wywalczyć awans na mistrzostwa Europy.
Ponieważ reprezentacja Polski rozegra dwa mecze dzień po dniu, skład na wczorajsze spotkanie nie był najsilniejszy. Zabrakło Macieja Żurawskiego, Ebiego Smolarka, Michała Żewłakowa, Artura Boruca i Wojciecha Łobodzińskiego. Nie siedzieli nawet na ławce rezerwowych, tylko z asystentami selekcjonera w czasie pierwszej połowy ćwiczyli na jednym z bocznych boisk ośrodka w Reutlingen.
Beenhakker pozwolił zagrać od pierwszej minuty rekonwalescentowi Grzegorzowi Bronowickiemu i był bardzo zadowolony z jego postawy. – Nie mówię jeszcze, że jest gotowy na turniej, ale jestem zachwycony pracą, jaką wykonał. Jeśli w najbliższych godzinach okaże się, że jego organizm w prawidłowy sposób zareagował na duży wysiłek, zbliżył się do ostatecznej kadry – mówił po meczu.
Drugi piłkarz, dla którego mecz z Macedonią był wyjątkowo ważny, to Radosław Matusiak. Piłkarz, który chyba jako pierwszy za kadencji Beenhakkera, został głośno skrytykowany za formę na początku zgrupowania, strzelił wyrównującego gola z rzutu karnego sześć minut przed końcem. Wcześniej raz mu wychodziło, raz nie, ale według trenera napastnicy w tym meczu mieli bardzo trudne zadanie. Matusiak na pewno nie wypadł gorzej niż Marek Saganowski, który wszedł na boisko w drugiej połowie, jednak wykorzystany karny mógł najwyżej poprawić jego kiepskie samopoczucie, a nie zmienić zdanie trenera.
– Nie wiem, co myśleć o Matusiaku. Proszę, dajcie mi trochę czasu, dajcie mi się przespać w spokoju. Walczy o miejsce, ale nie wiem, czy to wystarczy. Na szczęście zostało mi jeszcze 48 godzin na podjęcie decyzji – mówi Beenhakker.