O rywalach myślę przed snem

Artur Boruc specjalnie dla „Rz”: O pewności siebie, nowej mentalności polskich piłkarzy i nie zawsze udanych próbach zmiany historii

Aktualizacja: 30.05.2008 18:58 Publikacja: 30.05.2008 04:08

Artur Boruc

Artur Boruc

Foto: Rzeczpospolita, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Rz: Pamięta pan wieczór przed meczem z Niemcami na mundialu, kiedy powiedzieliście sobie z Michałem Żewłakowem, że pora zmienić historię? Niespecjalnie wam wtedy wyszło.

Artur Boruc:

Nie chciałbym do tego wracać, nie mam pojęcia, czego wtedy zabrakło.

Nie widzę jednak powodu, by przed spotkaniem w Klagenfurcie znowu nie zawiesić poprzeczki wysoko. My naprawdę chcemy z nimi wreszcie wygrać.

Niemcy już podgrzewają atmosferę w mediach.

Artykuły, w których pomniejszają nasze dokonania, albo wymyślone wywiady z Leo Beenhakkerem mogą świadczyć o tym, że boją się nas bardziej niż my ich.

Słusznie?

Nie wiem. Trener mówi, że jesteśmy silni tylko jako zespół, bo nie ma u nas gwiazd.

Pana koledzy cieszą się, że z Niemcami zagramy pierwszy mecz turnieju, bo wolicie być drużyną skazywaną na porażkę.

Dla mnie to, czy jesteśmy faworytami czy nie, nie ma znaczenia, bo i tak muszę robić to samo. Myślę, że przed poprzednim mundialem trochę zbyt pochopnie uznano, że wyjście z grupy mamy w kieszeni. Tak naprawdę jesteśmy solidną drużyną, której jednak zwycięstwa nie przychodzą łatwo. Udane eliminacje dodały nam wiary w siebie, czujemy się pewniej, ale bez arogancji.

Turnieje wygrywa się w głowie?

Na pewno dużo zależy od mentalności. W Polsce wiele się zmieniło, widzę to po młodych zawodnikach, ale także po sobie. Teraz wiemy już, że jeśli chce się osiągnąć coś w futbolu, trzeba temu podporządkować całe życie. Kiedyś w naszych głowach było takie fiu-bździu, cieszyliśmy się, że gramy w piłkę, ale gdybyśmy nie grali, to też nic wielkiego by się nie stało. Z drugiej strony nie ma sensu się specjalnie stresować. Przecież graliśmy w piłkę także wtedy, gdy mieliśmy po siedem lat. Tak samo strzelało się gole, a ja czasami stałem w bramce. Różnica jest tylko taka, że nasze mecze chce teraz oglądać trochę więcej ludzi.

Pana dystans do futbolu bardzo odpowiada Leo Beenhakkerowi. Czuje się pan jednym z ulubieńców trenera?

Nie, zachowujemy zdrowe relacje. Beenhakker rozumie, że ja sam czasami nie wiem, czy zachowuję się normalnie. Każdy czasami tak ma.

Ucieka pan w swój świat? W wolnym czasie istnieje coś poza piłką?

W wolnym czasie istnieje wszystko, tylko nie piłka. Futbol jest fajny, ale na świecie jest tyle przyjemnych rzeczy do robienia... Nie będę mówił, co robię, bo ludzie zaczną się śmiać.

Robi pan coś śmiesznego?

Nigdy w życiu nie spotkało mnie nic śmiesznego.

Podoba się panu żart polskich kibiców, że na Euro zagracie mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor?

Czytałem to w Internecie, ale niespecjalnie przypadło mi do gustu. Wolałbym, żeby kibice mieli inne zdanie o drużynie, która pierwszy raz awansowała na mistrzostwa Europy i tak naprawdę jest reprezentacją ich wszystkich. Jeśli ktoś myśli, że nasza gra będzie wyglądała tak jak na ostatnich dwóch mistrzostwach świata, ma do tego prawo, jednak chciałbym, żeby się mylił.

Przegranym 0:3 meczem ze Stanami Zjednoczonymi zburzyliście w ludziach część wiary w drużynę.

Jednym meczem nie można zniszczyć sukcesów w postaci zwycięstw nad Portugalią czy Belgią. Spotkanie w Krakowie było dziwne, a dla mnie bardzo przykre. Podeszliśmy do niego chyba zbyt nonszalancko. Powinniśmy się wstydzić, bo wygrali z nami farmerzy i kowboje. To był zimny prysznic, ale nie straciliśmy pewności siebie.

To media zaczęły robić złą atmosferę.

Mariusz Lewandowski powiedział, że na myślenie o Niemcach jest jeszcze za wcześnie, można spalić się psychicznie.

To zależy, kiedy piłkarz lubi zacząć się pompować. Jeden potrzebuje mobilizacji już dwa miesiące przed ważnym meczem, inny dopiero godzinę przed. Ja to robię tuż przed zaśnięciem. Czasami sobie śpiewam, nawet nie pamiętam co. Przecież nie będę myślał o tym, ile meczów każdy niemiecki piłkarz rozegrał w swoim klubie w ostatnim sezonie. Analiza sił rywala jest ważna, ale nie najważniejsza. Wolałbym, żeby to rywale po ostatnim gwizdku zaczęli analizować, dlaczego przegrali.

Ciągle mówi się tylko o waszym pierwszym meczu na turnieju, a przecież zmierzycie się jeszcze z Austrią i Chorwacją.

Zawsze myśli się o najbliższym rywalu. Chorwaci są silni, a Austriacy tylko teoretycznie słabi. Atut w postaci wiatru w plecy, jakim zawsze dla gospodarzy mistrzostw są kibice, może być ważny.

Nie ukrywam, że my też liczymy na naszych fanów. Zawsze za nami jeżdżą, czujemy ich wsparcie. Fajnie byłoby im wreszcie dać trochę przyjemności.

Za przywiązanie do Legii Warszawa wygwizdują pana na Stadionie Śląskim, gdzie zagracie ostatni mecz towarzyski przed Euro. To deprymuje?

Zdarza się to także na innych stadionach w Polsce i nic na to nie poradzę. Takie już moje życie.

Kiedyś wygwizdywali Kazimierza Deynę, mimo że strzelił gola bezpośrednio z rzutu rożnego.

Widocznie zawsze wygwizdują dobrych zawodników.

Dlaczego sukces w postaci awansu na mistrzostwa tak słabo przełożył się na kontrakty reklamowe? Widoczni są tylko Boruc, Smolarek i Beenhakker...

W Polsce piłkarze nie są odbierani jako dobre obiekty do inwestowania.

To nie Wyspy Brytyjskie, gdzie zawodnik to skarb reklamowy. Z polskiej ligi wiele osób ciągle się śmieje. Stadiony za małe i stare, nie ma otoczki. To, co się dzieje z korupcją, też jest przykre. Dopóki będzie bałagan, tracić będą wszyscy.

Beenhakker się bał, że nie będziecie się potrafili odciąć od korupcyjnego zamieszania.

Nie jest to zgrupowanie żadnego klubu z polskiej ligi, tylko reprezentacji. Mamy większe cele, gramy dla Polski.

Mógł pan przyjechać do Donaueschingen wcześniej, gdyby Celtic nie walczył o mistrzostwo Szkocji do ostatniej kolejki. Spodziewał się pan, że możecie jeszcze wyprzedzić Glasgow Rangers?

Kilka miesięcy temu udzieliłem wywiadu, że na pewno zdobędziemy trzeci tytuł z rzędu, i chociaż w to wierzyłem, to w którymś momencie zacząłem się obawiać, że wyjdę na człowieka niesłownego. Na szczęście się udało. Z małą pomocą naszych przyjaciół zza miedzy.

Zostaje pan w Celticu?

Według prasy byłem już w Milanie, Manchesterze i Chelsea, a jednak ciągle siedzę w Glasgow. Nic nie wiem o żadnych ofertach. Jeśli przyszłaby z dobrego klubu, mógłbym spróbować.rozmawiał w Donaueschingen Michał Kołodziejczyk

Sport
Wielkie Serce Kamy. Wyjątkowa nagroda dla Klaudii Zwolińskiej
Sport
Manchester City kontra Real Madryt. Jeden procent nadziei
Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni