Marco Bonitta mówił po porażce z Kubankami, że jest zadowolony z postawy swojej drużyny i wierzy, że taka forma wystarczy, by z szansami na sukces walczyć z Japonią. Szkoda, że przegrana z Chinkami również była wkalkulowana w ten styl myślenia. Złote medalistki z Aten grają gorzej niż cztery lata temu i była szansa je pokonać.

Mecz z Japonią będzie trudniejszy niż myślą ci, którzy śnią o medalu Polek. Azjatki prowadzone przez Shoichi Yanagimoto to niewygodny rywal. Na każdym kroku podkreśla to Małgorzata Glinka. - Musimy być cierpliwe i przygotowane, że wiele naszych ataków będzie podbijanych. Nikt na świecie nie broni tak jak Japonki. A jeśli nie odrzucimy je od siatki mocnym serwisem, to narobią nam kłopotów szybkim, nieprzewidywalnym atakiem.

Jesienią ubiegłego roku nasze najbliższe rywali wygrały z Polską u siebie w Pucharze Świata. W maju były lepsze podczas rozgrywanego w Tokio turnieju interkontynentalnego, który decydował o olimpijskich nominacjach. Obok bardzo niskich: rozgrywającej Yoshie Takeshity i lbero Yuko Sano (obie po 159 cm) Yanagimoto może liczyć na znacznie wyższe: Megumi Kuriharę, Sachiko Sugiyamę, Saori Kimurę i Erikę Araki. Kluczową postacią w tej drużynie jest 29 letnia Shin, czyli Miyuki Takahashi, która już nie raz dała się Polkom mocno we znaki.

Tym bardziej cieszy więc, że skuteczność odzyskała Katarzyna Skowrońska (26 punktów w meczu z Chinkami), to ona powinna być dużym wsparciem dla Małgorzaty Glinki, którą Japonki zawsze pilnują szczególnie. Wciąż pod dużym znakiem zapytania stoi stan zdrowia Anny Podolec, która z Kubą zaczęła znakomicie, ale gdy odezwał się ból kontuzjowanego barku zeszła z boiska. Z Chinami grała, ale gorzej niż potrafi.

A do zmienniczek Bonitta ma pretensje. Mówi głośno, że nie pomagają drużynie. I pokazuje palcem Annę Barańską, która po bardzo udanym, styczniowym turnieju w Halle miała wychodzić w w tej reprezentacji w podstawowym składzie.